niedziela, 9 czerwca 2024

Tak sobie czytam ( po korekcie!)

 Blogu, jestem na terenie Kościoła na Zamiejskiej. Teraz jem bułeczkę. I mam Głos Ojca Pio i sobie w spokoju poczytam. A jestem wcześniej, bo Blogu byłam zagłosować. Praworządnie, jak obywatelka Polski. Bo przede wszystkim jestem Polką, a nie Europejką. Tata zadzwonił czemu nie ma mnie na zupie, ale Blogu taki ładny dzień. W autobusie zaczęłam czytać ten Głos. I był artykuł o aktorze, który nawrócił z syfu Hollowoyd dzięki roli w filmie o Ojcu Pio. Ciekawe czy Andrzej widział jakiś film o Ojcu Pio? Jak nie zapomnę to się Go zapytam. A potem był artykuł o zawodniku MMA Białasie, który umie wytłumaczyć jak zadawanie ciosów drugiemu człowiekowi może być ewangeliczną próbą rozwijania talentów. No, zjadłam, to teraz mogę poczytać. 

No dobrze, Blogu, przeczytałam. I znów odnalazłam związek jednego z tekstów z moją sytuacją. Kapucyn, doktor psychologii Brat Piotr Kwiatek napisał: "nie można kochać Boga i nienawidzić drugiego człowieka, gdyż miłość przeżywana na wzór Chrystusa nie opiera się wyłącznie na przepisach czy usługach wymiennych: jeśli mi pomagasz, wyświadczę ci przysługę. Bóg zaprasza nas do przekraczania tej biznesowej transakcji. Więcej, nasza duchowość szczególnie sprawdza się w trudnych relacjach". Ciężko mi Blogu, bo mój dom jest polem bitwy moich rodziców. Ostatnio kupiłam talerze i garnki. Mają nawet podzielone ścierki do naczyń. Ola jest po stronie mamy. Ślepo w Nią wierzy. I mama i Ola uważają, że ja jestem po stronie Taty. A ja jestem, Blogu, niezależna. Bo mogę! Bo jestem dzieckiem ich obojga. Gdy mama przekupuje mnie jedzeniem, to go nie jem. Bo ja wiem czym pachnie zaufanie Jej. Bo od czego Blogu zaczęła się cała wojna? Od tego że moja mama wyjeżdzała do Turcji, ja nie miałam na jedzenie i poprosiłam by mi dała 200 zł. Mama mnie wyśmiała. Więc Jej powiedziałam, że pójdę do Kobierzyna dobrowolnie. Mama uciekła do sklepu. Usiadłam z Tatą przy stole i zaczęliśmy rozmawiać. Tata nie atakował mamy. Mówił o swoim pobycie w szpitalu. On miał wtedy 40 lat, ja 10. Więc słuchałam. I nie zgadzało mi się to ze słowami mamy, które słyszałam od lat. Po powrocie mamy zaufałam Jej i znów byłam głodna. Byłam głodna przez moją mamę, której półka ugina się od win. Przestałam wyrzucać te butelki. Jeśli tak bardzo liczy się z opinią sąsiadów niech je sama wynosi. Ale teraz mama jedzie do Włoch. Nie na zwiedzanie. Tylko żeby je zaliczyć. Bo gdy opowiada o tych podróżach mówi nie o ludziach czy to atrakcjach czy przeżyciach. Mama opowiada o warunkach hotelowych. To ja wolę Blogu posiedzieć tu pod kościółem i poczytać coś co mnie ubogaca. No dobrze Blogu. Idę, bo zaraz przyjdzie Andrzej na Mszę. Pa! Blogu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz