sobota, 20 stycznia 2024

Kobieta krakoska

 Jest sobota, popołudnie przeradza się w wieczór, dziewczyny na zakupach. Nawiązując do poprzedniego wpisu: zakup łóżka jest nieosiągalny, aplikację Avonu ściągnęłam na nowo, tak jak przypuszczałam Piotrek nie zapłacił, do dentysty się umówiłam, ale czy zrobię więcej niż 1-ego zęba, to nie wiem. Terapię zakończyła mumia Zofia, szkoda, że daun Kinga jeszcze jest. Doprowadziłam ją do łez wpatrując się nieprzerwanie w nią w autobusie. Dzielnie dojechała do swojego przystanku, przeszła kawałek i zaczęła panicznie dzwonić. Ciekawe co zrobi w poniedziałek. Zobaczymy czy oddziałowa utrzyma zwyczaj drukowania jadłospisu, sprowkowałam sprawę, ale na społeczności nie zabierałam głosu w tej sprawie. Dzisiaj na (z)ręcznych był warsztat hafciarski. Haft supełkowy mi nie wychodził, więc temat niezapominajek realizowałam płaskim. Ola była zaskoczona, że przez 4 godziny wyhaftowałam tak mało. Od prowadzącej warto przyswoić sposób rozdzielania nitki poprzez szarpnięcie i podejścia, że nic nie prujemy, tylko ewentualnie przykrywamy kolejnym szyciem i że można zrealizować temat nie rysując wzoru. Gdy wychodziłam w drugiej sali stara pinda z pasmanterii siedziała na brzegu. No to, tę panią czeka wojna ze mną. Moją rozmowę z Tatą o pochodzeniu ze wsi, mama podsumowała, gdy on wyszedł na papierosa, że ona kupowała marchewkę i nabiał w sklepie, bo jest z miasta. W ogóle po artykule o żonie Gierka, Stanisławie, nabrałam szacunku do Ślązaków, którymi pomiata Tata. To właśnie mama-Ślązaczka przekazała mi wartości rodzinne. Gdybym była żoną, chciałabym być taka jak Ona: dbająca, przewidująca, zapewniająca wszystkie potrzeby i przekazująca polskie, katolickie, tradycyjne i rodzinne wartości. I być przy tym barwną, energiczną i realizującą swoje zawody i pasje. A że ja jestem krakoska tzn dwulicowa jak kobiety w zaborze austriackim, to inna rzecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz