"Może nam być lepiej" to tytuł wstępniaka do segregatora o seksie. I piękna definicja seksu: kontakt ciała z ciałem ze specyficzną wymianą energii. I pierwsze hasło: po co pisać o seksie? Bo może nam być lepiej. Nie ma gwarancji, że będzie, ale warto próbować pracować nad samym sobą. Sobą, a nie partnerem. Gdy szybko odkryłam, że nie zmienię Roberta i że żadne z nas nie kocha drugiego odeszłam od niego. I choć wtedy zrobiłam to, by zrezygnować z seksu, uniknąć ryzyka ciąży, to przed chwilą zrozumiałam, że i Roberta i Józefa podświadomie zdyskwalifikowałam. Roberta za egoizm, pesymizm i niechęć do zacieśniania relacji. Józefa za późny wiek, niskie zarobki, małżeństwo i brak mieszkania. Więc, gdy w autobusie usłyszałam, jak kierowca słucha audycji: jak uczynić kobietę szczęśliwszą w seksie, to byłam w szoku. Że w ogóle jakiemukolwiek mężczyźnie zależy na zmianach. Dopiero niedawno przyszła myśl, że na słuchaniu się kończy. I że mimo wszystko, mimo gładkich słów, ciało kobiety to worek spustowy. I kobiety już tyle razy zawiodły się na seksie, a ciągle dają wiarę. I to dlatego, że zmusza ich do tego natura i oszukańczy element nadziei w poszukiwań najlepszego samca do rozrodu. A krowy też mają łechtaczkę. Bo natura uczyła się na nich dawania samicy radochy i siły do rozrodu. Dawniej kobiety uczyły się od swoich mężczyzn, dostosowując się zresztą i poświęcając. I tak jest do dziś w miasteczkach i na wsiach. W dużych miastach kobiety się emancypują i chodzą do psychologa. Bo na wizytę u seksuologa nie mają kasy ani odwagi. Uczą się akceptować to, co mają. Ja nie mam nic. Są momenty, że strasznie mi to przeszkadza, ale nie rezygnuję z bycia solistką nawet na rzecz singielstwa i ciągłych łowów, które dla mnie są kurwieniem się i to za darmo. I nie szukam mężczyzny, bo pamiętam gorycz seksu bez miłości duchowej. Bo podniecenie szybko opada. Mogłam szukać, doświadczać, ale wbrałam aseksualność. Na terapii w Białym Domku poczułam stratę, a teraz to obojętne. Bo seks jest przereklamowany. Ale chcę wyjaśnić dlaczego zrezygnowałam z szukania partnera. Gdy po 3 latach od stwierdzenia u mnie schizofrenii, dotarło do mnie, że już zawsze będę chora i zależna od innych, postanowiłam, że jedynymi pewnymi osobami są członkowie rodziny. Ważnym argumentem było też bezpieczeństwo mieszkaniowe. Byłam już aseksualna, bo pisząc powieść erotyczną wyczerpałam orgazmy, które niosła moja fantazja. Dodatkowo antydepresanty zabiły libido na 11 lat. Nie chciałam związku, bo patrząc jak mama męczy się z Tatą, postanowiłam, że nie dam się uzależnić żadnemu mężczyźnie. Bycie kochanką dochodzącą było dla mnie bycie kurwą. Nie akceptowałam ryzyka, że partner zamieszka u nas, ponieważ założyłam, że może on uznać, że skoro Tata leży i nic nie robi, to on też może. Bo mężczyźni idą na łatwiznę. Mają mnóstwo zalet, ale dążą do minimalizowania wysiłku. Równocześnie myślałam o dziecku. Nie zdecydowałam się, bo nie chciałam trudów i wyzwań samotnego macierzyństwa. Jednocześnie był we mnie sprzeciw, aby moje ewentualne dziecko kształtowała moja mama. Uważałam, że od prababci Gertrudy kobiety krzywiły córkom psychikę w mojej rodzinie. Krzywienie psychiki w mojej ocenie polegało na wczesnym wypychaniu do pracy, pozostawianie bez wsparcia psychicznego i wręcz odbieraniu godności. Dzisiaj myślę, że był to przesadzony i nieprawdziwy osąd sytuacji. To katalizaowanie winy za pęczniejące poczucie osamotnienia, mój brak odwagi do przyznania się do odpowiedzialności za doprowadzenie się do choroby, a także nieumiejętne korzystanie z leczenia psychiatrycznego. Nie zdecydowałam się na samotne macierzyństwo, ponieważ nie chciałam, aby moje dziecko było pozbawione ojca. Ja swojego miałam i mam, w jak sposób i jak długo to inna rzecz, ale był i mam z nim również dobre wspomnienia. Jeśli zdecydowałam się nie uprawiać seksu, to dlatego, że to najlepszy środek antykoncepcyjny. Ciało wyszło mi na przeciw i doprowadziłam do tego, że byłam bezpieczna od seksu, bo otyła. Kocham moje ciało i je nagradzam słodyczami, bo ono dużo znosi. Po odstawieniu antydepresantów przez 3 lata samogwałciłam się przy pornolach z internetu. Wysiadły mi dłonie i nie umiem doprowadzić się do orgazmu. To, że był to gwałt na mojej duszy, a nie zaspokojenie dowodzi fakt, że cieszy mnie, że mężczyzna w tych filmikach sprawia kobiecie ból. Od czasu gdy chodzę na terapię nie muszę rozluźniać w sobie napięcia przez samogwałt. Ale myślę, że do tego wrócę.
poniedziałek, 29 stycznia 2024
Najpierw aktualności
Jeśli chodzi o terapię, to tak sakramencko zaczynają mnie wkurzać błahe problemy tych ludzi tam, ich kombinatorstwo i lenistwo. Z Tatą widać światełko w tunelu. Zooperują go, możliwe że w przyszłym tygodniu, w tym tygodniu leczą nerki, ma też rehabilitację ruchową by zapobiec chorobom od leżenia. Gdy poruszał się, poczuł siły i chęci. Mama wymyśliła, gdzie mogę wynosić gazety i gry z mojej szafy. Do skrzynki w parku. I tam wyniosę segregator o seksie. Teraz, gdy opadło we mnie ciśnienie na faceta, mogę zrobić analizę z tym segregatorem.
niedziela, 28 stycznia 2024
Gorzko
Jestem po dyżurze z Anią. Jak pięknie tej nocy Ania powiedziała w nawiązaniu do słów Donalda Tuska, że chce być Polką w Europie, a nie Europejką. Ja też w pierwszej kolejności jestem i chcę być Polką. Ale ja też sobie zdaję sprawę z manipulacji, którą teraz stosuje Kaczyński. Uderza w ton walki o ojczyznę, o dobro obywateli, buduje stan zagrożenia w ludziach by wystąpili przeciwko rządowi Tuska i zrobili robotę przywrócenia im władzy. Uczą się na swoich błędach i stosują mowę nienawiści. Zrozumieli, że publiczka to lubi. Każda z dróg obranych przez partię, z jej definicji, ma dać jej władzę. Ale zostawiam politykę. Teraz już jestem po wizycie u Taty. Wstałam w dobrym humorze, ale moja matka zepusła mi go mówiąc, że jutro będzie wiadomo czy w ogóle zooperują Tatę. A jeśli nie, to co, zapytałam? To opiekunka medyczna i czekanie na termin. Mama specjalnie przerzuciła na mnie ten ciężar. Chciała sobie ulżyć. I było mi źle. Myślałam czy i jak powiedzieć to Tacie. I miałam ułamki czasu na podjęcie decyzji, a przy strach przed ryzykiem konieczności zmian w moim życiu, wywołał łzy. Płakałam w windzie. A potem weszłam do Taty, wypunktowałam mu fakty, nie snując czarnych scenariuszy. Gdy wracałam znów myślałam, czy Tata życzyłby sobie złych wiadomości. Ale oceniłam, że Tata w przeciwieństwie do mamy, woli najgorszą prawdę od kłamstw, zaprzeczeń czy przemilczania. W ewentualnym inwalidztwie Taty widzę okazję by poczuć się potrzebną we własnym domu i by nie zalegać. A może udałoby mi się dać Tacie wolny od urojeń mózg? Przed chwilą awantura przy naleśnikach, bo przytoczyłam mamie i Oli moje słowa do Taty. Oleńka trzęsie dupą o pracę, a mama nie wie jeszcze, że jej życie się zmieni. A ja jestem już tak zeszmacona przez brata w urzędach i bankach i od 6 lat przez siostrę w domu, że chcę tylko żyć i pchać codzienność. I jakim dziwnym tworem jest człowiek, że ciągle jeszcze Tatę, Olę i mamę nazywam Bliskimi. Ale już wiem, że nie są idealni, nie zawsze mają rację i że psychicznie przetrwam bez nich. Los, bieg życia odrąbuje mnie od Bliskich. Tak jak od Piotrka i Edy. Zasnęłam. Przebudzałam się i zasypiałam. Była myśl, że muszę zażyć leki, bo już ta godzina, ale nie robiłam tego. Zasnęłam. Obudziłam się teraz, o 17:30 i zażyłam. Zrobiłam to, bo przypomniały mi się słowa kierowniczki Wioli, że z rodziną jest jak jest, bo jest za darmo. Gdyby się za nią płaciło, byłoby na świecie inaczej. Poczułam siłę, bo nie tylko ja mam swoje bóle z Bliskimi.
sobota, 27 stycznia 2024
O psychologu dla mamy i mojej potrzebie Kościoła
Chciałabym, żeby mamy nie było. Wygarnęłam jej słowa Taty, że gdy on chciał remontować, ona stwierdziła, że ona ma teraz inne cele. Mama się wkurwiła i wyjeżdża z skrzywdami z całego życia. I miała przez niego zniszczone życie i chyba nie mnie rozliczać Ich winy i Ich życia. Myślę jednak, że oni oboje trwają w negatywnych emocjach. A jeśli chciałabym, żeby mamy nie było, to dlatego, żeby móc zamknąć, zostawić stare życie. Dla mnie Tata jest niekłopotliwy. To, że mnie olewa mi nie przeszkadza, bo ja Jego też. To mama zmienia się w rozszeniową, przekonaną o swojej racji kobietę w podeszłym wieku. I choć Tata ma zaniedbane ciało i zdrowie, to on starzeje się z niesamowitą dumą i spokojem. Mama próbuje przeskoczyć rzeczywistość i samą siebie. Dla mnie ona się szarpie. A przecież głową muru nie przebijesz. Im dłużej żyję, tym coraz bardziej się przekonuję, że najlepszą postawą w życiu jest pokora w powiązaniu z chęcią do działania. I jeszcze blogu, gdy mama w emocjach, bardzo skrajnych na raz, opowiada o swoim życiu, to ja mam tak jakbym czytała książkę obyczajową. Gdy wykrzykuje albo wypłakuje słowa o Tacie, mam opisy i realne przykłady schizofrenii. Ja nie muszę oglądać drugi raz "Pięknego umysłu". Ja to mam w domu z Tatą i w jakiś sposób ze sobą. Dla mnie doświadczenia rodziców nie są bolesne. Rozumiem je, ale ich nie współodczuwam. Nie jestem psychologiem i nie mam umiejętności by mamę otworzyć, wysłuchać, zamknąć i wskazać drogę do dalszego życia. Moja mama umiała leczyć Tatę i motywuje mnie do leczenia, a jednocześnie ujmą na honorze jest dla niej pójście do psychologa by zrzucić swoje problemy. A ja mam potrzebę słów księży, kazań. Psycholog Jola powiedziała mi, że ja potrzebuję autorytetu. I tak jest. W dzieciństwie i przed chorobą to był Tata. Gdy się rozchorowałam i obwniłam Tatę, Boga i mamę o chorobę, to zawierzając psychologom z Babińskiego zaakceptowałam zależności rodzinne i czerpałam z mamy. W kryzysie wieku średniego dotarło do mnie, że mama nie jest wieczna. Pokonałam swój strach. Byłam silna i jakoś sobie radziłam. Do czasu wykładu dr Smyka o zimnie, nie wiedziałam, że wegetuję. Zrozumiałam, że potrzebuję autorytetu. I to kurwa równie silnego jak ja. Albo silniejszego. Myślałam o Oli. Ale ona jest wspólnikiem w moim życiu. I byłam na mszy za babcię. I po kazaniu poczułam siłę. Przed Taty wypadkiem zakładałam, że jak wyciszy się we mnie terapia to będę chodzić na niedzielne msze. Teraz to chyba poczeka aż Tata wydobrzeje. Omówiłam z mamą moje założenia co do chodzenia na msze. Wybrałyśmy Kościół, bo dobrze przeczuwałam, że mama nie chce aby to była nasza parafia ze względu na sąsiadów i opinię na osiedlu. Próbowałam też namówić mamę na rozmowę z psychologiem, ale zareagowała krzykiem. Próbowała mi zabronić wypowiadać się na Jej i Taty temat. Powiedziałam jej, że mam prawo do swojego światopoglądu i że są jego częścią. Zamilkła. Jeśli będzie mi dane, to chcę kiedyś zapytać mamy: czy wiedząc, że się odchodzi wybacza się ludziom, którzy skrzywdzili? I czy myśli się było zajebiście, choć trudno?
piątek, 26 stycznia 2024
Nasze reakcje na tatę i myśli o rencie
Mama sobie jeździ na imprezy kulturalne. Mamy różne priorytety. Ola nie miała wyjścia jak załatwić tacie miejsce u siebie. Będzie jak będzie. Ola chyba pojęła, że nie udźwignę ciężaru odpowiedzialności za niego. Mogę organizować czynności wokół niego, a nie leczenie. Mama umyła ręce. A tymczasem słowa psycholog Joli, że trzeba sobie uświadomić, że tata może nie być samodzielnym, były skierowane do mamy, mimo że powiedziała je mnie. We mnie pojawiło się pytanie: dlaczego nie idę na rentę. Dotychczas nie mogłam przez wysokie dochody z działalności gospodarczej. Zapytałam Piotrka czy dochód mnie dyskwalifikuje, powiedział, że sprawdzi. Tatę już przewożą. A wracając do renty, i tak bym pracowała.
czwartek, 25 stycznia 2024
Obciążenie
Tata przegiął swoimi humorami. Nie zadzwonię do niego, aż nie skończę zajęć na terapii. Dzisiaj wieczorem byłam przez niego utyrana psychicznie. A jeśli jeszcze raz zacznie zdziwiać, gdy będę w pracy, to sceduję to na mamę i Olę. Też mnie dzisiaj wkurwiły.
środa, 24 stycznia 2024
Tata w szpitalu
Tata w szpitalu. Złamane biodro, nie operują go, bo wyszły nerki. To potrwa. Myślę, że będę musiała zakończyć terapię, bo muszę mieć czas żeby zaopiekować się Tatą, a nie chcę zaniedbać pracy. Ola oczekuje ode mnie, że będę wychowywać Tatę. A ja wiem, że świat nie jest czarno-biały.
poniedziałek, 22 stycznia 2024
Szewski poniedziałek
Wczoraj miałam deficyt człowieka, więc wysłałam dużo smsów. Dzisiaj wydaje mi się to żałosne. Skomlenie o uwagę. Na terapii to był durny dzień. Taki szewski poniedziałek. Grupówka do dupy; p.Jola naprawia błędy niewydarzonych poprzedniczek p.Oli i p.Ewy, a ludzie w grupie nie mają problemów, tylko zajmują się Aktorem Mikołajem. Po chuj oni są na tej terapii? Zajęciówka na kilka krzyżyków, bo musiałam iść na siłownię, bo chętni potrzebowali wsparcia. Obiad był smaczny i chyba tylko poznawcze miały sens. Co się okazało w drodze na siłownię? Że chcą żebym byławsparciem na Turniej Kolęd. Nie ma sprawy, przecież jesteśmy wśród wariatów, więc nawet jeśli się wygłupimy, to bez znaczenia. Przed wejściem do łóżka wydrukowałam teksty kolędy i pastorałki, które wymieniła koleżanka. Skoro jest w niej inicjatywa, to ją wesprę i nie będę niczego narzucać. A druga rzecz, to informacja o obrazie do odebrania. Jutro tam polecę. Dzisiaj byłam na skarbcu. Tam jest luz, odzwyczaiłam się od zapieprzu na sortowni, jutro będzie mi ciężko. A teraz poczytam sobie "Zwierciadło".
niedziela, 21 stycznia 2024
Zalecana przyjaźń
Przeczytałam styczniowe "Wysokie obcasy". Czy było w nich coś odkrywczego? Wstępniak redaktorki Karoliny Jaroszewicz ma tytuł "Recepta na przyjaźń" i jest piękną kwitesencją artykułów z tematu numeru. Ten tytuł kojarzy mi się z zielonymi receptami z podcastu Magrit Kosobudzki, który na psychoedukacji włączył nam dr Smyk. Ale ja nadałabym inny tytuł "Zalecana przyjaźń". O trwających 80 lat badaniach dowodzących, że dobre relacje z innymi ludźmi to jeden z najważniejszych czynników wpływających na długość i jakość naszego życia, również mówił dr Smyk. Według innych badań brak przyjaciół zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci bardziej niż wypalenie paczki papierosów dziennie. Moimi przyjaciółmi są współpracownicy, bardzo ich lubię i potrzebuję. Propozycja psycholog Joli by przenieść miejsce spotkań poza pracę nie zdała egzaminu. I dobrze, bo siłą dla człowieka ma być zawieranie, poznawanie innych. Więzi umacania się w relacjach rodzinnych i partnerskich. W przyjaźni potrzebny jest ciągły ruch, zmienność. Rozmowa z człowiekiem poprawia ukrwienie mózgu, odżywia go, ratuje od obumierania, demencji i otępienia. Jeśli stracę relację z kimś z Solidu, to znajdę kogoś innego. I na przykład: przestałam wierzyć w Monikę. Rozmowy z nią przestały być dla mnie paliwem. Gdy o niej pomyślę, to w taki sposób, że nie chcę do niej iść, że nie interesuje mnie jej praca, że razi mnie jej lenistwo i że w sumie życzę jej żeby wylali ją z Biedronki. Nie chodzę do Biedronki, bo kojarzy mi się z nią i bo jest w nich bałagan w towarze i ciasnota. Sklep dla chołoty. I Monika jest taka, jak jej zakład pracy. Pospólstwo. Drugą fanką Biedronki jest Ala bez wzdęć. I choć ona kreuje się na gospodynię domową, to jej synowie i mąż nie doceniają jej i ma deficyt uwagi. Napisałam do niej. Podziwiam ją. Bo trzyma gardę i dobry humor i jest szczera, a nie fałszywa. Robi co trzeba, a nie kombinuje jak nic nie robić. Pisałam też z Agnieszką i Paulą.
sobota, 20 stycznia 2024
Kobieta krakoska
Jest sobota, popołudnie przeradza się w wieczór, dziewczyny na zakupach. Nawiązując do poprzedniego wpisu: zakup łóżka jest nieosiągalny, aplikację Avonu ściągnęłam na nowo, tak jak przypuszczałam Piotrek nie zapłacił, do dentysty się umówiłam, ale czy zrobię więcej niż 1-ego zęba, to nie wiem. Terapię zakończyła mumia Zofia, szkoda, że daun Kinga jeszcze jest. Doprowadziłam ją do łez wpatrując się nieprzerwanie w nią w autobusie. Dzielnie dojechała do swojego przystanku, przeszła kawałek i zaczęła panicznie dzwonić. Ciekawe co zrobi w poniedziałek. Zobaczymy czy oddziałowa utrzyma zwyczaj drukowania jadłospisu, sprowkowałam sprawę, ale na społeczności nie zabierałam głosu w tej sprawie. Dzisiaj na (z)ręcznych był warsztat hafciarski. Haft supełkowy mi nie wychodził, więc temat niezapominajek realizowałam płaskim. Ola była zaskoczona, że przez 4 godziny wyhaftowałam tak mało. Od prowadzącej warto przyswoić sposób rozdzielania nitki poprzez szarpnięcie i podejścia, że nic nie prujemy, tylko ewentualnie przykrywamy kolejnym szyciem i że można zrealizować temat nie rysując wzoru. Gdy wychodziłam w drugiej sali stara pinda z pasmanterii siedziała na brzegu. No to, tę panią czeka wojna ze mną. Moją rozmowę z Tatą o pochodzeniu ze wsi, mama podsumowała, gdy on wyszedł na papierosa, że ona kupowała marchewkę i nabiał w sklepie, bo jest z miasta. W ogóle po artykule o żonie Gierka, Stanisławie, nabrałam szacunku do Ślązaków, którymi pomiata Tata. To właśnie mama-Ślązaczka przekazała mi wartości rodzinne. Gdybym była żoną, chciałabym być taka jak Ona: dbająca, przewidująca, zapewniająca wszystkie potrzeby i przekazująca polskie, katolickie, tradycyjne i rodzinne wartości. I być przy tym barwną, energiczną i realizującą swoje zawody i pasje. A że ja jestem krakoska tzn dwulicowa jak kobiety w zaborze austriackim, to inna rzecz.
środa, 17 stycznia 2024
Wieczór z awanturą
Jestem po awanturze z dziewczynami. Z równowagi wyprowadził mnie Ogi, bo zdjął szelki. Ola wyzwała mnie od debilek, bo musiała z nim iść. Wkurwiło mnie też, że znowu tyle nakupowały cytryn, że nie ma gdzie schować innych zakupów. No i oczywiście znów kupiły mięso zamiast opróżnić zamrażarki. Jak chodzi o płatność długu Piotrek twierdzi, że zapłaci. Nie wierzę, ale do pensji mam 20 dni, więc 1 lutego sprawdzę. Póki co postanowiłam, że nie będę sobie generowała obciążenia Avonem Oli koleżanek i odinstalowałam aplikację, a ponieważ po jednej niezaliczonej kampanii wygasa profil, więc szybko pójdzie. Tak liczyłam na ten wieczór z dziewczynami, ale nie wyszło. W relacji z nimi nie będę chodzić jak w zegarku. W przyszłości, Ola bez mamy, straci wsparcie i legitymację do uprawiania władzy. Przez chwilę wtłoczy mnie w schemat posłuszeństwa jej, ale nie jestem uległym charakterem i gdy będzie to dla mnie uciążliwe, oleję ją. Skończą się obiadki i sprzątanie. A jak spłacę auto kupię sobie zgrabne łóżko. Idę na stronę Ikei. Sprawdziłam. To nieosiągalny wydatek. Może wyleczę zęby?
wtorek, 16 stycznia 2024
Moje nieszczęścia
Obudził mnie ból zęba. I chociaż chciałabym je wyleczyć, to nie stać mnie. Jeśli po terapii nadal będzie mnie bolał, to pójdę go wyrwać. A terapia? Wycofuję się od tych ludzi. Jestem mądra o doświadczenia z poprzedniej terapii w Białym Domku i wiem, że żadne znajomości tam zawarte nie przetrwają. Pod wpływem oceny Izy o Joli zastanowiłam się czy też byłabym dewotką, gdybym zaczęła chodzić do kościoła. I wiem, że tak. Zresztą znam się i wiem, że gdyby mi zależało chodziłabym do niego bez względu na wszystko. A wracając do pieniędzy. I mnie na nich zależy, ale jednocześnie mam świadomość, że weźmie mi je komornik albo będę musiała wytłumaczyć się przed Olą z każdego wydatku. Mama też jest cwaniara, bo zaniedbując terminowość opłacania rachunków ceduje je na mnie. Ale może dobrze, że są te opłaty, bo dzięki temu czuję, że zarobione przeze mnie pieniądze są wydawane w dobrym kierunku, a nie rozłażą się. Dobrze, że nie będzie żadnych nowych kredytów. Ale myślę, że przyjdzie mi płacić ten z Aliora. Może w przyszłym miesiącu zacznę regulować Kaczmarskiego. Narobił mi ten mój brat długów. Krok po kroku wyjdę na prostą. Będzie dobrze.
Trudne emocje i błachostki
Wczoraj nie czytałam, nie skupiałam się na tekście. Zgasiłam, leżałam, ale sen nie przychodził. Problemem było oswojenie się z faktem, że praca nie pozwoli mi chodzić na haftowanie do Domu Kultury. Chociaż tam mi było lepiej niż u p.Grety. Rano w autobusie podjęłam decyzję, że nie będę chodzić na Klub Pacjenta. Ale po wykluczeniu Dygasińskiego i słowach terapeutki Pauliny, że jestem ich i że mnie chcą, chyba spróbuję tam iść. Bo to jak dotychczas jedyne miejsce, gdzie jest niebiologiczna forma leczenia za darmo i dla osób pracujących. Nikt nie chce "Grzechów". I to przez chwilę był dla mnie problem. Ale już nie jest. Zostawię je sobie. I poproszę Monikę, żeby dorobiła mi drzewo i Matkę Boską. Ale to dopiero, gdy oprawię wszystkie "Grzechy" i Tata mi je powiesi. Może przywiezie mi Matkę Boską z Zagaja. Brakuje mi Bliskich. I tego by być w domu. A w pracy? Jestem na zmianie z terrorystką Izą. Męczący człowiek, chociaż ona jest przekonana o swoim byciu cool. Gdy rozstajemy się na ulicy odklejam uśmiech z twarzy.
poniedziałek, 15 stycznia 2024
Tekst na wzmocnienie we mnie woli życia w zgodzie ze sobą
Czy jest coś, co chciałabym z tego dnia przemyśleć. Po grupówce mam odczucie niesmaku i wręcz złości, że psycholog mnie stopuje. Ale nie zrezygnuję swojej energiczności i łatwości do podejmowania działań. Nie dam się też utemperować i wbić w ciągłe racjonalizowanie działań, słów i emocji. Ponoszę tego konsekwencje, jak choćby w relacjach z Bliskimi i ze skarbnikami. Tak jak dzisiaj rano, gdy wylewałam żale o łazienkę, ale może bardziej o układ sił w domu. Mama powiedziała, że to element mojej choroby, że o wszystko obwiniam najbliższych. We mnie pojawiła się ogromna złość i napisałam do Oli. Ona na atak odpowiedziała, tak jak zawsze, atakiem. I poczułam się osamotniona w nierównej walce. Nierównej, bo z reguły kończy się to jej argumentem finansowym, że albo za mało zarabiam albo wydaję pieniądze w sposób nieracjonalny, co w ocenie Oli daje jej prawo nazywania mnie nieodpowiedzialną. Z osamotnienia przyszedł smutek i żal. Dopiero, gdy popłakałam w autobusie przyszło ukojenie. Potem była terapia, droga pomiędzy i praca i nie myślałam o tym. Po wieczornej rozmowie z mamą pomyślałam, że to nie ma znaczenia. Ale to jest mój problem. Nie muszę dostosowywać się do świata. Mama oddała władzę Oli, a ona chce bym się do niej dostosowała. A ja chcę być sobą. I będę, bo mam miejsce, dzięki któremu czuję się spełniona i przydatna. To jest mój zakład pracy. W kryzysie wieku średniego był we mnie strach czy bez pracy, gdyby sił zabrakło, byłabym szczęśliwa i wtedy zadbałam o pasję: czytania. Nie wiem czy haft temu dorówna, mam wrażenie, że to porzucę, ale czytać będę. Dziękuję, blogu, że mogłam się wzmocnić pisząc te słowa. Teraz sobie poczytam.
niedziela, 14 stycznia 2024
Moja wiara
W domu już spokój nocy i mogę tu popisać z głębszymi przemyśleniami. Zastanawiałam się dlaczego Teatr Ciut Frapujący wziął na warsztat sztukę Jerzego Pilcha "Narty Ojca Świętego". I dopiero, gdy na lubimyczytac.pl przeczytałam recenzję czytelniczki zrozumiałam te powody. Po pierwsze prezentując mieszkańców Granatowych Gór pisarz ( i doskonali aktorzy) opisał cechy Polaków, które uwydatniają się w małych miastach. Po drugie opisał płytkość naszej wiary. I tu pojawia się trzeci punkt. Opiszę mój stosunek do wiary. Wierzenie w istnienie Boga nadaje sens mojemu życiu, zwłaszcza gdy odczuwam cierpienia. Zbudowałam sobie swoją własną wizję zbawienia po śmierci. Nie ma w nich przegranych. W każdym, nawet największym zwyrodnialcu, jest element człowieczeństwa. Wierzę, nie by wierzyć, tylko dlatego, że tak mi łatwiej. A poza tym natura jest piękna, potężna. Pochodzi od Boga i jego dowodzi. Drugim elementem dowodzącym istnienie Boga jest człowiek i jego wytwory materialne i niematerialne. Żyję w zgodzie z Dekalogiem, ale dotychczas nie odczuwałam potrzeby chodzenia do kościoła. Oceniałam kościół-świątynię przez pryzmat Kościoła-instytucji w państwie. Odmieniła to we mnie kierowniczka Maria i współpracowniczka Ania. Plusy duchowości nazwał tekst z prasy kobiecej. Dużym sukcesem jest dla mnie, że chyba złamałam mamy strach czy opór abym nie chodziła do naszej parafii ze strachu przed oceną sąsiadów. Jest tak, że nie jeżdżę do sklepu z mamą i Olą, bo ta druga mnie drażni. I nawet jeśli otworzyliby sklepy w niedzielę, nie będę z nimi jeździć. Spotkania z Moniką przestały być paliwem. Więc spałam, bo po co wstawać, skoro nie ma co robić. Mogę iść do kościoła by nie spać, bo to będzie aktywizacja. I zobaczę co odczuję. I będę ci to, blogu, pisać.
sobota, 13 stycznia 2024
Obcasy z Whitney Houston
Przeczytałam "Obcasy" z Whitney Houston i chcę sobie pokomentować.
1. We wstępniaku "Rozmawiać trzeba umieć" redaktorka Monika Tutak-Goll pochwaliła polskich bohaterów numeru za to, że umieją rozmawiać szczerze i odważnie. I za to, że umieją słuchać. Może tego zabrakło amerykańskiej gwieździe Whitney Houston? A redaktorka kończy tekst słowami: "dobrze dogadywać się w związku, w pracy i w domu. I przy świątecznym stole. Nie zapominając, że to przecież ten sam, który stoi u nas przez cały rok." A mnie przyszedł na myśl stół w kuchni. To jest nasz stół decyzyjny i rodzinny. Chciałabym, żeby rodziców nie było. Wyrzuciłabym całą tę ich rupieciarnię i kupiła okrągły stół.
2. W "Listach..." o szczęściu. "Szczęście to takie nic, które może być wszystkim". Dla mnie to słowa nie tylko o radości z drobiazgów, ale przede wszystkim świadomość własnej siły i sprawczości. Bo ja też przedefiniowałam drogę do szczęścia. Stało się dla mnie ważne nie by tylko przetrwać i niech to życie zleci, tylko by znów odnaleźć w nim siebie i swoje wartości. Tak, zgadzam się ze słowami, chciałabym by było tym na co mam wpływ, gdyż tak łatwo wpaść w szpony bezsilności, z których wyjść (a nie jak piszą uciec, bo po co uciekać? Trzeba zakończyć i iść dalej) jest trudno. I na koniec: "ewentualna porażka szczęścia nie unieważnia".
3. "Tematem numeru" jest jak się dogadać. Ciekawy wywiad z psycholog Katarzyną Kucewicz. Co jeśli partner pyta nas o eks, seks z innymi osobami? Jeśli partner zadaje nam konkretne pytanie, to znaczy, że jest gotów usłyszeć prawdę i ona mu się należy. Ja bym była oszczędna w słowach i odpowiedziała tylko konkretnie, a nie słowotok zwierzeń. I chociaż Kucewicz zapewnia, że dorośli ludzie nie muszą brać pełnej odpowiedzialności za nastrój innych, za to, że komuś będzie ciężko z odpowiedzią jaką usłyszał. A mnie to nie leży, bo faceci później nawet w żartach nazwą mnie dziwką czy łatwą. Jest też fajna rada w tym wywiadzie. Jeśli chcemy zrobić na kimś wrażenie, powinniśmy w rozmowie skupić się na nim. Kiedy chcesz kogoś zafascynować sobą, rozmawiaj o nim. I nie używaj telefonu, a nawet nie trzymaj go na wierzchu. Badanie z 2014 roku unaoczniło efekt Iphone'a. Gdy leży on w zasięgu wzroku, jakość rozmowy jest niższa. I to jest prawda. Nie lubię konkurować z telefonem. I na koniec badania neuropsychologiczne pokazują, że kiedy mówimy o sobie, to aktywujemy te same obszary mózgu co podczas jedzenia czegoś smakowitego czy seksu. Może dlatego nagradzałam się jedzeniem? Może wychodzi ze mnie staropanieństwo, że lubię mówić o sobie i smacznie jeść?
4. Z kolejnego artykułu trafiły do mnie słowa psycholog Ewy Woydyłło. "Rozmowa o emocjach nie wychodzi. Stosunkowo niewiele ludzi ma potrzebę, żeby czynić ten wysiłek. Izolują się i zanurzają we własnych myślach. Nie chcą innych poznawać, nie są ich ciekawi." I patrz, blogu, jestem teraz u Oli i obie siedzimy na telefonie. Zagadywałam do niej, ale mnie uciszyła mówiąc, że boli ją głowa. Idę od niej. Powiedziałam jej, że idę od niej i zasugerowałam żeby poszła spać, bo może od telefonu bardziej boli ją głowa. Przyszłam tu do mamy i taty. I zanim wrócę do tekstu, to żal mi, że nie zdążyłam na wieczór poetycki ze schizofreniczką i asytentką zdrowienia Sylwią Mensfeld. Mama mówi, że może tak miało być. Woydyłło przekonuje, że można się nauczyć rozmawiania na nowo. Warto rozbić nawyki, które nas izolują. I jeszcze jeden element z wywiadu: to, że nie umiemy rozmawiać o śmierci. O umieraniu, cierpieniu, strachu. Zgadzam się z psycholog, że medycyna nie ma dobrego sposobu na ból. Woydyłło wspomina, że towarzyszyła mężowi w chorobie i widziała, jak leki przeciwbólowe zmieniają człowieka w szmacianą lalkę. W rozmowie problemem staje się nasza bezsilność wobec cierpienia bliskich. I tu przypomina mi się zdanie z recenzji "Bezmatki", że każdy ma swoją historię na odchodzenie rodzica. Ja też tego doświadczę.
5. Wywiad z Jandą. Wkurzająca, zadufana w sobie baba. I zero w niej pokory. Gubi wartości, które są dla mnie ważne. A tym samym mój szacunek.
6. Wywiad z Marcinem Mellerem. Gdy miałam 19 lat zrezygnowałam z mrzonki, jaką był staż w "Dzienniku Polskim" na rzecz etatu kasjerki w Selgrosie. Gdy siedziałam pośród redaktorów i ich słuchałam przyszła do mnie myśl, że nie chcę tak żyć, żeby wszystko musiało być tematem. I że jeśli nie napiszę, to nie zarobię na chleb. Meller powiedział, że kiedy co tydzień pisał 2 felietony, musiał być cały czas uważny, przeglądać media społecznościowe, szukać tematów w książkach i w filmach, przysłuchiwać się rozmowom na ulicy, ciągle coś notować. Był non stop w pracy i że tego chciał. Ja nie chciałam. A co do TVP. Zgadzam się z opinią, że to będzie tylko wahadło wychylające się raz w tę, raz w tamtą stronę. Uważam jednak, że nie trzeba demonizować czy któraś partia niszczy media.
7. Gdy czytałam tekst o manipulowaniu seksem w relacjach to dotarło do mnie, że nic o tym nie wiem i że wątpię, aby to kiedykolwiek jeszcze była moja broszka.
8. Artykuł o sprzątaniu w domu, to tekst zaklęcia na roszczenia kobiet. Ale można z niego wydobyć fakty. Że kobiety chciałaby by mężczyźni wychodzili z inicjatywą i by realizowali zadania stale. Mężczyźni nie uświadamiają sobie, że czynności domowe trzeba tak wykonywać. Kobiety same sobie robią krecią robotę. Za młodu robią wszystko same, a po 20 latach, gdy mężczyzna się przyzwyczai, krzyczą, że są wykorzystywane.
9. Był też tekst o sposobach na lepszą pracę mózgu. I tu wymienia się m.in. tak lubiane w Babińskim rytuały i sen.
10. Był tekst o pracy. O tym czy sposobem na zarabianie pieniędzy ma być pasja czy proste czynności. Czy liczą się tylko pieniądze czy równowaga. Dla mnie ważne jest to, że w mojej pracy robię najprostsze rzeczy, a mimo to widzę jej misyjność. Ważne jest też dla mnie, że zmianowość i nocki dają mi równowagę dla łączenia życia prywatnego z zawodowym. I ważne jest dla mnie, że pracuję ze starymi ludźmi. Oni są wyrozumiali.
Z jedzenia zaciekawiła mnie zupa piwna. I może skseruję ten przepis.
Z podróży tekst małopasjonujący. Top10 na 4 pory roku w Europie.
I była cała masa pseudoambitnych tekstów z kultury, mody i urody.
Dwie grupy haftujące
Chociaż ta sobota kończy się samotnością po starciu z Olą o wieczorny spacer z Ogim, to ogólnie był to dobry dzień. Wstałam rano około 6. Poszłam z Ogim. Później do osiedlowego. Śniadanie zjadłyśmy wspólnie. Przez Oli chory zwyczaj korzystania z łazienki widziałam, że spóźnię się na Z(ręcznych). Gdy wyszła z domu spokojnie się umyłam, posprzątałam kuchnię, ubrałam się, wzięłam śmieci i poszłam na autobus. Na zajęciach było mi źle. Bo kobiety, które tam były, robiły mnóstwo huku, rozmawiały jedna przed drugą, zamiast pracować nad robótką. Można powiedzieć, że doceniłam spokój kobiet z Sokolskiej. Jeśli miałabym się gdzieś nauczyć szydełka czy drutów to w Domu Kultury. Jeśli szukałabym życiowej porady to u kobiet na Sokolskiej, jeśli inspiracji czy lekkich tematów to na Z(ręcznych). Na Sokolskiej trudne wzory, do liczenia, w bibliotece proste jechanie. Będę chodziła tu i tu. Na Powroźniczej była herbatka i ciasteczka. Tam dostałam kwiatka w ozdobnej puszce i kalendarz miasta Kraków. Obie te rzeczy wezmę do pracy. I tam zaniosę każdy z oprawionych w szpitalu "Grzechów".
czwartek, 11 stycznia 2024
Poradzę sobie
Blogu, w luźnych rozmowach na terapii mówiłam o studiach. Ale blogu, nie. Nie chcę tego trudu. Tym bardziej, że wiem o fakcie, że nie mogę pracować umysłem. I zmartwiłam się, bo czy Solid jest pewny? Póki będzie się dało będę w nim albo w innej sortowni, a jeśli nie, to pójdę do Carrefoura na Zakopiankę. Poradzę sobie.
środa, 10 stycznia 2024
Od kontestowaniu mamy do solistki, a nie singielki
Przeczytałam "Zwierciadło" z lipca 2023 z biblioteki i chcę sobie pokomentować.
1. Teraz już wiem, że gdy mama mnie drażni i chciałabym by jej nie było, to nie dlatego, że jestem złą córką czy człowiekiem w ogóle. Tylko odrębną jednostką z prawem do własnego zdania i własnym stylem prowadzenia domu. A sprzątać mogę i mama nie robi z tego problemu.
2. Wkraczałam w dorosłość pełna ideałów, ale i dezorientacją. Olga Tokarczuk napisała "świata jest za dużo". I tak miałam. Media społecznościowe potęgowały te odczucia. Mam wrażenie, że dzięki terapii i odstawieniu telefonu uspokoiłam się i odzyskałam sprawczość.
3. Wkurzył mnie tekst o binarności. A już ten durny zaimek ono, to już w ogóle. Wydumany problem gównarzeri.
4. Chyba faktycznie myśląc o gejach i lesbijkach skupiam się tylko na ich seksualności, zapominając, że oni mają problemy, przemyślenia i pasje jak heterseksualni. Na usprawiedliwienie powiem, że oni lubią podkreślać swoją odmienność.
5. Pieniądze. Zarabiaj by żyć, a nie na odwrót. Mundziu to dobrze powiedział, że mają być narzędziem, a nie celem.
6. Za psychologiem Joanną Gutral chcę powiedzieć, że moja diagnoza schizofrenii jest dla mnie cechą tożsamości. To oczywisty element charakterystyki mnie samej.
7. Po wywiadzie z Jolantą Kwaśniewską chciałam pomagać innym. I dlatego wysłałam zgłoszenie na kurs asystenta zdrowienia. Relacja siostry pacjenta, który wychodził z kryzysu z Mateuszem Biernatem uświadomiła mi, że moje doświadczenia z chorobą są zbyt niskie by móc współleczyć innych.
8. Nawet sobie nie uświadamiałam, że pozostając pojedyńcza i akceptując to, jestem zwolenniczką autonomii nierelacyjnej. Podoba mi się określenie sex coach Marty Nieźdzwieckiej, że jestem solistą, a nie singlem. Mnie również singielka kojarzy się z brakiem, wymuszoną pojedyńczością, ale i zachłystywaniem się wolnością. Solistka to osoba, która umie grać zarówno sama, jak i w zespole.
wtorek, 9 stycznia 2024
Rewizja pomysłów
Ranek nie potwierdził wszystkich decyzji z nocy. Na pewno nie chcę iść na kurs asytenta zdrowienia. A szkoła? To daremny trud. Pa, blogu!
Wyciągam wnioski
Dzisiaj ubrałam się ciepło. Na zewnątrz i wewnątrz było mi dobrze. Blogu, wczoraj na grupówce padło pytanie czy kiedykolwiek zrobiliście coś niewłaściwego. I nie mogłam sobie przypomnieć. Dopiero dzisiaj na psychoedukacji uświadomiłam sobie, że wysyłając głupie maile do dyrektorki czy Bliskich dałam dowód swojego nieprzystosowania, nieprzewidywalności i odstępstwa od norm. I tym zamknęłam sobie możliwość awansu. I to mnie boli. I przychodzą chwile, gdy chciałabym odejść, ale boję się tego kroku. Tak bardzo marzy mi się Poczta. Może faktycznie pójdę do tej szkoły? Bo w szkołach policealnych nie trzeba się uczyć. Tam jest niski poziom. Chciałabym tam chodzić by zaspokoić moją ciekawość. Skończę terapię na miesiąc przed Wielkanocą. W pracy będzie ruch i dziurawy skarbiec. Na wiosnę wróci Justyna i trzeba będzie przyzwyczaić się do jej zarządzania. Wakacje spędzę w skarbcu. Na jesień pójdę do Żaka. Chciałam iść na kurs asystenta zdrowienia. Ale dzisiaj na indywidualnej psycholog podcięła mi skrzydła. Powiedziała, że będę musiała nauczyć się wyrozumiałości i nie bycia bezwzględną w ocenach. Nie chcę się tego uczyć. I nie chcę prosić Oli o kasę na kurs, a z mojej pensji na to mieć nie będę. Dlatego poczytam o zasadach otwartego dialogu i zrobię sobie to sama w Klubie Pacjenta.
niedziela, 7 stycznia 2024
Będzie dobrze, jeśli...
Chcę Ci blogu, powiedzieć, że gdy jest naprawdę źle, trzeba to obgadać z Bliskimi. Podzielić się tym, objąć się i będzie dobrze. Może jeszcze znajdę, ten artykuł, o tym, jak to dokładnie jest sformułowane. Ale generalnie chodziło w nim o to, że każdą stratę bliskich osób trzeba obgadać, mówić o tym. Chciałabym o tym pamiętać. Dzisiaj był straszny mróz. Zmarzłam, gdy czekałam na autobus na Sokolską. Zmęczyło mnie haftowanie. W powrotnej drodze też było mi zimno.
sobota, 6 stycznia 2024
Ułamek lęku
Coraz częściej przychodziła do mnie wizja, w której mama i Ola nagle umierają, a ja zostaję sama ze zwierzętami i długami. I przestraszałam się tym. Po chwili następowała racjonalizacja. Rozmawiałam o tym z psychologiem p.Jolą zdając relację z techniki ułamka lęku. Poznałam ją, czytając gazety psychologiczne. W liczniku zawiera się obraz z zniekształceniem, w mianowniku zasoby. Chodzi o to, żeby zasoby były większe. W mianowniku trzeba sobie odpowiedzieć: co mogę z tym zrobić, czy ufam sobie w tym i kto może mi w tym pomóc. W liczniku należy zapytać: dlaczego to jest bolesne i czy jest prawdopodobne?
czwartek, 4 stycznia 2024
Rewizja pomysłów
No chyba na głowę upadłam! Nie pójdę na żaden wolontariat do hospicjum. Nie wiem nawet czy pójdę do Klubu Pacjenta. Bo nie lubię p. Klaudii. Jest taka jak wszystkie Klaudie: zimna, wyniosła, oschła, oszczędna w okazywaniu uczuć. Jednym słowem poranek nie potwierdził pomysłu z wieczora. Co do spłacania ZUS-u jestem pewna swojej drogi.
środa, 3 stycznia 2024
Inwestycja
wtorek, 2 stycznia 2024
Plan
1. Nie śpię całą noc. Myślę jak to rozegrać, żebym na stare lata nie mieszkała z Edytą tylko w dps. I paradoksalnie z pomocą przyjdą mi długi, które Piotrek zrobił na ich hipotece i które robi na konto Edy, a za chwilę Kamila. Jeśli będą chcieli pieniądze za Kliny, to dostaną je dopiero wtedy, gdy będę w dps.
2. Nie odejdę z Solidu czy innej sortowni do tego momentu aż wprowadzą 12-tki.
3. Jeśli nie sortownia to Carrefour.
4. Teraz priorytetem jest spłata długów firmy, następnie jej zamknięcie.
5. Leczenie będę prowadzić w PZP i będę analizować siebie prasą i blogiem, a także spróbuję chodzić na Klub Pacjenta.
Zadanie domowe z miłości
Wysłałam zgłoszenie na asytenta zdrowienia jednak pozostało ono bez odpowiedzi. A ja nią czekałam. I teraz myślę, że dobrze się stało, bo chciałam szybko poznać prawdę o sobie, a tymczasem droga wiedzie przez odkrycia samej siebie pod wpływem artykułów psychologicznych, którymi będę mogła dzielić się na Klubie Pacjenta. Początkowo była we mnie taka myśl, chętka by tam poznać ewentualnego kochanka. Ale, gdy usiadłam na Balu Andrzejkowym obok innych pacjentów i poczułam ich przepalony od papierosów zapach to sobie uświadomiłam, że nie chcę takiego popaprańca. Chcę zdrowego człowieka albo takiego, który nie ulega chorobie. Dużą nadzieję wiążę z Andrzejem. On mógłby być moim guru, ale nie powiernikiem. Zresztą partner nie powinien nim być. Przed chwilą w autobusie czytałam artykuł będący streszczeniem książki Jaya Shetty (coach) "8 zasad miłości". Namawia on do przyjrzenia się swojej przeszłości, swoim związkom, typom osobowości, które zawsze nas pociągały oraz scenariuszom, które zwykle wiązały się z wyborem takich partnerów. Chcę odrobić to zadanie domowe. Miałam 2 partnerów. Seksualnie byli świetni, psychologicznie sami wymagali pomocy. Każdy z nich był ode mnie starszy o ponad dekadę. Dzisiaj też nie wyobrażam sobie związku z rówieśnikiem czy młodszym partnerem. Szukałam w nich i nadal szukam siły psychicznej mojego taty jaka była w nim zanim się rozchorował. Gdy przekonywałam się o ich słabości traciłam chęć utrzymania związku. Zraziłam się do seksu bez zoobowiązań. Do spuszczania z siebie napięcia. I to dosłownie. Nie chcę być workiem na spermę. Chcę zoobowiązania jakim jest troska, bliskość, wierność, dostęp do jego mieszkania, uważność w seksie i czułość przed i po nim. Nie chcę deklaracji i życiowych zmian. Chcę stopniowego, długiego poznawania siebie, a nie szybkich akcji, w których poświęcam swoje ciało i godność by mężczyzna się otworzył. Nasz seks ma być z zaufania, naturalną koleją rzeczy wobec porozumienia słownego. Ale nie zrobię nic by to zdobyć. Albo przyjdzie albo nie.
poniedziałek, 1 stycznia 2024
Lekcja akceptacji z dzieciństwa
Gdy czytam wspomnienia znanych osób z dzieciństwa przypomina mi się moje. Ostatnio szczególnie wraca do mnie rozmowa z mamą, gdy pożaliłam się jej, że nie jestem zaliczana do paczki przyjaciółek z podstawówki. I chociaż wtedy zakończyło się na moich łzach, to z czasem sprawdziły się mamy słowa: a czy musisz do tej paczki należeć? Mijały dni, miesiące i z czasem oddałam się swoim pasjom. W liceum byłam już silna sama sobą i nie musiałam być w mainstrimie. Może nawet i nim byłam. I za to jestem mamie wdzięczna. Za akceptację. Po lekturze wywiadu z Jolantą Kwaśniewską zastanawiam się czy iść jednak na kurs asystenta zdrowienia. Bo mam wrażenie, że mogę komuś pomóc. A już na pewno dowiedzieć czegoś o sobie i swojej chorobie.
Wróżba na 2024 rok
W nowy rok idę z nadzieją. A podsumując stary rok jestem ucieszona. Po pierwsze dlatego, że osiągnęłam cel czytelniczy. Chciałam przeczytać minimum 52 książki. Udało się 55, 17.207 stron. Najlepszą polską obyczajówką był "Latarnik", najgorszą "Noce na Miodowej 4". Tłumaczoną najlepszą była "Córka z Włoch", najgorszą "Motyl". Najlepszy poradnik to "Pokolenia", najgorszy to "Polka potrafi...".
A po drugie pod koniec ubiegłego roku dałam sobie coś najlepszego terapię, która stała się zachętą do spojrzenia w głąb siebie. I gdy teraz czytam horoskop na 2024 rok, który ma być kolejnym rokiem w przemianie duchowej do osiągnięcia nowej dojrzałości w 2026 roku to czuję, że to będzie możliwe. "Nadchodzący rok ma być czasem wyciszenia. Mam wykorzystać możliwość złapania oddechu i uregulowania niespokojnego rytmu życia. Mam wejrzeć w głąb siebie, aby uzyskać odpowiedzi na wiele dręczących mnie pytań. A wszystko po to, aby nie dać sobie wmówić, że każdy człowiek musi nieustannie, bez chwili wytchnienia biec przed siebie. Ten, kto będzie potrafił w odpowiednim momencie zwolnić i odpuścić, ostatecznie zyska więcej, niż ludzie pędzący przez życie na złamanie karku". Mijający rok był spokojny, ale bez szczerej refleksji. Dopiero terapia to odmieniła.