Przez chwilę chciałam zmienić pracę, ale jak zwykle po przejrzeniu ofert stwierdziłam, że nie chcę robić nic innego.
Bohaterka "Kwitnących lilii" Kaja wobec ryzyka raka uświadamia sobie, że nie chce być sama. Jedzie do Sandomierza by spotkać się z niewidzianym od 12 lat ojcem. Po tym spotkaniu stwierdza, że tak to już jest, że wszechświat posyła nam to, co jest nam w danej chwili potrzebne. Odnosząc to do mnie: na tym etapie życia potrzebuję uczyć się samodzielności. I dostaję to w pomocy mamie w obowiązkach domowych. Na potrzebę mojej odpowiedzi na strach przed samotnością są dziewczyny i trzebińska część rodziny. Po prostu: dorastam. Pewne elementy życia człowieka są już dla mnie nieosiągalne. Również z lenistwa. Ale wybaczam to sobie. A miałam tu na myśli dzieci, studia i prawo jazdy. W ogóle czytając tę książkę cieszę się, że mama i los nakierowały mnie na życie z rodziną. To dobrze, że jak to powiedziała mama, nie muszę wypełniać kalendarza by przez spotkania z obcymi ludźmi nadać życiu sens. Moje życie ma cel. I choć za kilka dni będzie mi przeszkadzać brak pieniędzy, to dzisiaj cieszę się, że mogę dać ich część bliskim, a nie wydawać na jedzenie czy zakupy w internecie. Niskie zarobki powodują, że po pierwszym zachłyśnięciu się i chęcią kupna, przychodzi refleksja czy dany przedmiot jest mi naprawdę potrzebny czy tylko obrastam w przedmioty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz