Niedziela, 2:40 po dyżurze, już w łóżku
Wczoraj zanim zasnęłam poczytałam. Około 10 obudziło mnie stukanie. To mama ubijała tłuczkiem ciasto na faworki. Póki Ola nie zaczęła się krzywić siedziałam i jadłam. Później dalej czytałam. Przespałam się jeszcze do 16. Ola wstawiła ziemniaki, resztę zrobiła mama przed wyjściem. Ola zjadła zupę dyniową, ja drugie. Posprzątałam i poszłam do siebie. Zasnęłam pod kocem. Obudziła mnie mama, gdy o 19 wróciła z Multikina z transmisji koncertu Andrea Rieu z Dublina. Była zachwycona. Chciałaby iść na koncert na żywo. Przed wyjściem byłam z Ogim, posiedziałam i pojechałam na dyżur. Andrzej mówił, ja słuchałam. O 2 wyszliśmy. Wróciłam Uberem. Ogi ma katar, poszedł spać do Oli. Gdy jechałam do pracy, w autobusie urwało mi się ucho od torbo-siatki. Rzuciłam ją do prania, a później zaniosę ją do krawcowej razem z saszetką. Jutro jadę na Fiołkową, mam nadzieję, że nie likwidują tej przychodni i zdobędę opinię do niepełnosprawności. Skończyłam "Ta chwila jest nasza". Na Legimi ściągnęłam sobie przedpremierowo najnowszą pozycję wydawnictwa Flow "Latarnik". Teraz poczytam na papierze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz