Niewiele napisałam, bo po napisaniu w tym blogu ogarnęło mnie zmęczenie. Dzisiaj taka myśl nie daje mi spokoju:
1. Nie stanęłam na wysokości zadania i nie umiałam powiedzieć mamie, gdzie mieszczą się te wszystkie dusze zmarłych.
2. Jak ja mogłam pomyśleć, że na strach Oli przed śmiercią pomoże moje stwierdzenie, że kwiaty nie krzyczą? Przywrócić wiarę w Boga, pokazać, że to nie człowiek jest w centrum świata. Z prochu powstałeś... Jesteśmy pyłem we wszechświecie. Może stąd właśnie był Wielki Wybuch? Może było za dużo naelektryzowanego Pyłu?
Na spacerze z psami zobaczyłam człowieka, który pochylał się tak samo jak nasz zmarły sąsiad. Uderzyła mnie myśl, że już tyle ludzi odeszło z naszego bloku. A ciągle jest ktoś, przychodzą nowi. Życie jest zmianą. Dopóki ogarniamy tę zmianę, przyjmujemy jako swoją, żyjemy. Odsuwam od siebie śmierć, zapominam ludzi wokół i nasze psy. W końcu i ja spotkam się z przyjaciółką Śmiercią. Przyjaciółką, bo jest z nami od dnia narodzin i przyjaciółką, bo jest wybawieniem od tego, co ziemskie i co może od pewnego momentu wydawać się przekleństwem. Gdybym miała odejść za chwilę? To byłoby dobrze, że nie muszę już dłużej walczyć. Jaki piękny może być pokój w ciszy! A jeśli odejść mieliby moi bliscy? To dla mnie żal, że bez nich będzie mi ciężej, a dla nich dobrze, mogą otworzyć szampana, bo już nic nie muszą, bo to nic im nie zmieni.