Dzisiaj nad ranem wracając z nocki pomyślałam, że wraz z odejściem mamy skończy się moje życie. W jakiś sposób, bo żyć będę musiała. Zmieni się dotychczasowy obraz mojego życia. W zasadzie będę stawiała jakby pierwsze kroki w życiu. To nieuniknione. Ale widzę też pozytyw, tam na górze będzie ktoś, kto będzie tam na mnie czekał. Wierzę, że spotkanie z utraconymi bliskimi tam na górze jest nagrodą za życie. Może być też celem, jeśli przeżyję i Olę. Zastanawiałam się też czemu poświęcam tyle czasu na te rozmyślania. Bo jest to coś czego nie sposób pokonać, rozwiązać. Utrata bliskich to fakt, który trzeba zaakceptować.
Czytam "Drogi do wolności.Iskra". Chyba pierwszy raz od dawna żałuję, że nie oglądałam tego serialu, gdy leciał w tvp. Ściągnęłam "Szczęście na wyciągnięcie ręki". Byłam na Lubomirskiego oddać książkę. Przy oddawaniu się bałam, bo bibliotekarka oglądnęła czy nie zniszczyłam książki. Po wyjściu ogarnęła mnie złość, że oni nie zadbali o książkę (była nieoprawiona), a do czytelników mają ewentualne uwagi. Na 9 maja umówiłam się na badania kwalifakcyjne do laserowej korekty wzroku. Płatność na raty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz