wtorek, 30 kwietnia 2019

Po nocce

Dzisiaj w noccy chciałam odejść z Solidu. Ale mi przeszło, z żalu, że nie będę mieć nocek. I z obrzydzenia, że gdybym poszła do Biedronki, to musiałabym sprzątać sklep i pomieszczenia socjalne.  Mnie chyba teraz nigdzie nie jest dobrze. Nie wiem czy będzie mi dobrze jako kierownikowi, ale bycie liczarzem mnie zmęczy, znudzi. Ostatecznie doszłam do wniosku, że zostaję, ale już sam fakt, że znalazłam czas by przeprowadzić taki proces myślowy świadczy o luzach i braku dyscypliny.

Bogata potrawa jednogarnkowa

Jedno jest pewne, moje dotychczasowe życie było jak prawdziwe jedzenie, ze smakiem, a nie mdłe jak to z McDonalda. Moje życie jest jak bogata jesienna potrawa jednogarnkowa. Ciągle się coś dodaje i ciągle się odkrywa na nowo. Teraz poznaję smak upływającego czasu życia. Trudny to smak. Przeczytałam, że człowiek żyje od kryzysu do kryzysu, od zetknięcia dzieciństwa z młodością, młodości z dojrzałością, dojrzałości ze starością i woli życia z wolą śmierci. To dobrze odkryć, że to nie nieudane życie, tylko stan emocjonalny jest powodem moich wątpliwości, rozmyślań i frustracji.

Poczuć życie

Pod wpływem cytatu ze "Szczęścia na wyciągnięcie ręki" (Ciągłe spoglądanie wstecz nie tylko zasmuca, ale i osłabia wolę życia) pisałam w notesie. Teraz dla porządku przeniosę to tutaj w punktach:
1. Ciągłe spoglądanie w przeszłość dało strach przed nieznanym.
2. Boję się swojej zwykłości, małości, śmiertelności.
3. Człowiek decyduje o rzeczach małych, ludzkich i tak naprawdę nic nieznaczących.
4. Za pieniędzmi stoją ludzie. Patrzę na decyzje kredytowe nie z dumą, a z szacunkiem dla siebie. Zachowałam się poprawnie. I nadal zachowuję.
5. To uświadamia mi, że nie jestem egoistką, a materializmu nauczyła mnie bieda. Nie jestem wyrachowana jak babcia, Ola czy Eda.
6. Poczuć życie, czuć dolę życia- doświadczyć życie z całą mocą, bo takiego już nie będzie.
7. Chciałabym by ktoś czerpał z moich doświadczeń, przemyśleń i odkryć.

Sposoby na katahrsis

"Zgorzkniali ludzie nie zmieniają się ot tak, na pstryknięcie palców. Zadra siedzi w nas głęboko, staje się częścią natury. Być może on też jest skażony na zawsze."- to cytat ze "Szczęścia na wyciągnięcie ręki". Ten fragment jak i poranne fantazje (jak w piosence: w głowie tropisz bajki z gazet) uświadomił mi, że jestem zgorzkniała. I bardzo się boję, że ktoś mógłby mnie pokochać, a ja nie spełnię jego oczekiwań i wszystko się rozpadnie. A tak bardzo bym chciała mieć kogoś po swojej stronie. Nie kobietę i nie z rodziny. Chociaż rozumiem, że żaden mężczyzna nie sprostałby moim pragnieniom z młodości i nie naprawiłby błędów mojego domu, to jest we mnie jeszcze marzenie by było pięknie. Przerwałam narzekanie w tym blogu by napisać do Roberta. Pisałam mu o moim strachu, o wynikach bilansowania życia, o krzyku na mamę ze strachu (bo jak powiedziała Bożena krzyczę tylko wtedy, gdy już nie mogę), o dobroczynnym charakterze mojej pracy. O tym, że płynęły mi łzy. I o tym, że Robert oddał mnie innym. Że dzięki jego ufności w sytuacji intymnej zrozumiałam, że mężczyźni są normalni, ludzccy, a nie pogardliwi jak mój ojciec. Napisałam mu, że teraz gdy skończę posprzątam po obiedzie, zrobię sobie jedzenie do pracy i pójdę na nockę. Gdy myłam gary płakałam. I naraz zastanowiłam się co robię i dlaczego. Nazwałam to co robię: płaczę z lęku o siebie. I naraz przyszła myśl, że z problemami jest jak z dziećmi w rodzinie wielodzietnej. Gdy Bóg posyła problem daje też siłę i środki na jego rozwiązanie, tak jak daje kasę na wychowanie każdego kolejnego dziecka. I przyszła też modlitwa: czyż nie jesteś w połach mego płaszcza, w skrzyżowaniu mych rąk? Jestem utolona, otoczona miłością, tak jak pragnęłam tego w szpitalu i po wyjściu z niego. Teraz czuję się silniejsza. I przyszła jeszcze myśl, że może to dobrze, że będę kiedyś mijać się z Olą, bo ona już zawsze będzie przypominać mi mamę, podczas gdy ja jestem już krok przed nią. Bo wiem, że kwiaty nie krzyczą.

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Sposób na ułożenie sobie myśli

Dzisiaj w poczekalni do psychiatry jedna z pań poleciła mi rozmowę z psychologiem jako sposób na ułożenie sobie swoich myśli. Szukałam i znalazłam, że do szpitala uniwersyteckiego do poradni nie potrzeba skierowania. Czas oczekiwania to 9-10 miesięcy. Coś mnie tam przywołuje, więc zadzwonię i się dowiem. Moja psychiatra jest trudna, ale ją cenię za nie uleganie mnie. Może znajdę takiego psychiatrę, że będę chciała się do niej przenieść? Wezmę kartkę i spiszę moje problemy.

Co jeśli to prawda?

Prawda jest taka, że ja sama chwilami nie wiem czy chciałabym zamieszkać w Trzebini. Mogłabym, ale boję się bo wiem, że dla Edy jestem wariatką. A dwa, że oni bez firmy nie mają i nie będą mieli ani grosza. Nie mają swoich lat pracy i nie dostaną emerytur. Z czego więc będą żyli? Prawda jest taka, że nie będę miała wyjścia i będę musiała tam zamieszkać. Z Edą.

niedziela, 28 kwietnia 2019

Zmieniło się wszystko, chociaż nie zmieniło się nic

Właśnie doświadczyłam takiego stanu oczyszczenia i zmiany, o którym Agnieszka Krawczyk w "Szczęściu na wyciągnięcie ręki" napisała: "Jeśli chcemy, by wszystko zostało tak jak jest, trzeba by wszystko się zmieniło". Uświadomiłam sobie, zdiagnozowałam u siebie kryzys wieku średniego. Zgoda na to, że nikomu w życiu nie uda się wszystkiego doświadczyć, wszystkiego przeżyć i zobaczyć przynosi spokój. I radość z każdej przeżytej świadomie chwili. Napisałam do Bożeny na Messengerze, że jej dziękuję, że pomaga mi przez to przejść. Napisałam jej, że to ulga zrozumieć, że to nie nieudane życie tylko stan emocjonalny.  Napisałam jej, że od dłuższego czasu rozmyślam nad codziennością po śmierci mamy, bo wiem, że dopiero wtedy będę mogła żyć po swojemu. I że mimo świadomości tego jak mi źle w relacji rodzic-dziecko, zamiast dorosły do dorosłego, to nie zmienię tego układu, bo wiem, że to uderzyło by w mamę i jej równowagę wewnętrzną. To dlatego dla mamy jej własna śmierć będzie jawić się jako tragedia. Bo nie będzie mogła zadbać o nas. A tymczasem jej szychta dobiegnie końca. Co jest we mnie z mamy? To że czasem trzeba się poświęcić. Trzeba też pobrudzić ręce i po prostu coś zrobić. Z tą różnicą, że u mnie bez wymagania aplazu, za to metodycznie i konsekwetnie. I tak oto zmieniło się wszystko, chociaż nie zmieniło się nic.

Ładowarka

Czytanie ładuje baterie. Czytanie przez zaledwie 6 minut eliminuje stres w 68%.- to hasła tegorocznej akcji lubimyczytac.pl z okazji Światowego Dnia Książki. Chyba polubię spowrotem fb autorki Katarzyny Haner. Przeczytałam recenzję jej najnowszej książki i dotarło do mnie, że ona pisze chyba fajne książki.

sobota, 27 kwietnia 2019

Gdy wybiegam myślami do przodu

Znów w myślach wybiegam do przodu. Zastanawiam się nad życiem po godzinie m i po utracie Oli, jeśli ją przeżyję. I tak myślę, że od godziny m codzienność, to będzie ciągły pośpiech. A bez Oli każdy dzień będzie taki sam. Ciężko myśleć o samotności na stare lata. Chciałabym, aby to było już. By stawić temu czoła, a nie czekać na to, co nieuchronne. Do 40-tki 4 lata, do 50-tki 14, a do emerytury teoretycznie 24. Kawał życia, po którym nie spodziewam się radości. Jedyny plus jest taki, że po godzinie m będę zasypiać zmęczona.

Coś do mnie dociera

W "Drogach wolności. Iskra" taki cytat "Panie, jestem tylko człowiekiem. Dopełnię tego, co wbrew Twoim przykazaniom ślubowałem sam sobie. Na pokutę będę miał całą wieczność." I ja będę mieć czas by rozliczyć się z Bogiem. Z okresu przed 40 z niezadowolenia z życia. Z niewiary w jego piękno i sens. Chyba po raz pierwszy powiedziałam to, że jestem nieszczęśliwa i niezadowolona. Wiem, co chciałabym zmienić. Miejsce zamieszkania.

Okulary

Odwołałam przedoperacyjne badanie wzroku. Nie zrobię tej operacji, bo mnie na nią nie stać. Mama powiedziała, że będę mieć te okulary, które mam. Nie poczuwa się do wywiązania z danego mi słowa, że zrobi mi te nowe z mocniejszymi szkłami. Dobrze, że te -7 są na wyrost, to wytrzymam jakoś w tych starych. Może uda mi się nazbierać, żeby sobie opłacić. Przez chwilę martwiłam się, bo do 6 maja muszę przeczytać dwie książki. Ale uświadomiłam sobie, że to po kodach i będę mogła przetrzymać z karą. Nie smakował mi dziejszy obiad. Ola zrobiła kisz francuski z porami. Do pracy idę we wtorek na noc, bo w poniedziałek mam lekarza i dostałam wolne.

środa, 24 kwietnia 2019

Trudna akceptacja faktów

Dzisiaj nad ranem wracając z nocki pomyślałam, że wraz z odejściem mamy skończy się moje życie. W jakiś sposób, bo żyć będę musiała. Zmieni się dotychczasowy obraz mojego życia. W zasadzie będę stawiała jakby pierwsze kroki w życiu. To nieuniknione. Ale widzę też pozytyw, tam na górze będzie ktoś, kto będzie tam na mnie czekał. Wierzę, że spotkanie z utraconymi bliskimi tam na górze jest nagrodą za życie. Może być też celem, jeśli przeżyję i Olę. Zastanawiałam się też czemu poświęcam tyle czasu na te rozmyślania. Bo jest to coś czego nie sposób pokonać, rozwiązać. Utrata bliskich to fakt, który trzeba zaakceptować.
Czytam "Drogi do wolności.Iskra". Chyba pierwszy raz od dawna żałuję, że nie oglądałam tego serialu, gdy leciał w tvp. Ściągnęłam "Szczęście na wyciągnięcie ręki". Byłam na Lubomirskiego oddać książkę. Przy oddawaniu się bałam, bo bibliotekarka oglądnęła czy nie zniszczyłam książki. Po wyjściu ogarnęła mnie złość, że oni nie zadbali o książkę (była nieoprawiona), a do czytelników mają ewentualne uwagi. Na 9 maja umówiłam się na badania kwalifakcyjne do laserowej korekty wzroku. Płatność na raty.

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Tak jak jest

Na okładce "Pory na miłość", którą właśnie przeczytałam, jest taki napis: jest taki stan ducha, który nie ma ani wieku, ani odpowiednich miejsc czy pór roku. Pojawia się i sprawia, że nagle jesteś gotowa na wszystko. To właśnie miłość. Gdy to przeczytałam przypomniał mi się Grab. i to jak naraz zaczęłam planować z nim życie. Byłam gotowa na wszystko. Byłam zakochana. Ale jego upominająca się o uwagę przeszłość na szczęście przegnała mnie od tej miłości. Czasem bym chciała spotkać znów miłość, ale boję się tego, co być może musiałabym zmienić w swoim życiu. I wtedy myślę: niech już lepiej jest tak jak jest. I później po chwili przychodzi myśl, że jest smutno.

Zamknięte drzwi, otwarte okno

Jest południe Smingusa-Dyngusa. Dziewczyny pojechały do babci, ja zostałam, co mama przyjęła bez komentarzy. Pokropiłam wodą moich bliskich, a oni mnie. Teraz czytam. W "Porze na miłość" taki cytat: jeśli Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno. Bóg zamknął drzwi do samodzielności skoro mieszkam z mamą, otworzył za to okno w postaci znajomych z którymi mogę odreagować zachowanie i decyzje mamy.  Nie musi ich być dużo. Ważne, że mnie rozumieją.

niedziela, 21 kwietnia 2019

Wieczór niedzieli wielkanocnej

Jest 20:10. Jakąś godzinę temu wróciłyśmy z Trzebini. Było nudno. Tylko jedzenie i Gosia opowiadająca o swoich chorobach. Nie mam o czym z nimi rozmawiać. Teraz zastanawiam się czy po godzinie m będziemy z Olą jeździć do Piotrka i Edy? Na pewno nie będę wozić do niej tyle jedzenia. W ogóle może być ciężko z gotowaniem na święta, bo nawet jeśli nie wejdą 12-tki, to nie wiem czy umiem się tak zorganizować, żeby pogodzić pracę z gotowaniem i sprzątaniem. Tym bardziej, że będę do tego sama. I czy chcę sobie tak wypruwać żyły dla nas dwóch. Nie pojadę jutro do babci Irenki. Ona nie jest dla mnie ważna, bo nie dziedziczę po niej, a mało tego zapisała dom również cioci, chociaż ona w nim niczego nie zrobiła. Nie warto inwestować czasu, siły i pieniędzy w coś, co będzie przedmiotem wykiwania Oli i mamy. A dobro babci mi powiewa. Wolałabym żeby jej już nie było, bo może wtedy mama przestanie wyjeżdżać i zaniedbywać obowiązki względem mnie, Oli i psów. W ogóle oddanie przez mamę władzy będzie trudne. Już dzisiaj wiem, że będzie wolała umrzeć niż być zależną od nas. Będzie ciężarem. Dla tego jej odejście przyjmę z ulgą. Dopiero po jakimś czasie odczuję tęsknotę za nią.

Wielkanocny kamień

Jest niedziela wielkanocna przed odjazdem do Trzebini. Czytałam interię. Były tam słowa papieża o kamieniu. To ciąg jego skojarzeń do obrazu z pisma świętego odnośnie wizyty kobiet w grobie pańskim dla których przeszkodą stał się kamień zamykający drogę do wejścia. Papież mówił by zastanowić się co jest naszym kamieniem do życia w szczęściu bożym. I by nie tracić nadzei, bo kamień nagrobny nie jest końcem dzięki Jezusowi znartwychwstałemu. Moim kamieniem jest małość ludzka, to pragnienie posiadania i to że swoje frustacje wyżywam na bliskich przez co ich ranię i zrażam do siebie. Moim kamieniem jest też niewiara w to, że Bóg da mi w życiu radość i zadowolenie z tego życia i że wskaże mi jego sens. Gdy pytam siebie: po co jestem to odpowiedź przychodzi by pomagać i trwać z moimi bliskimi. Nawet jeśli ich zabraknie, to znajdą się przy mnie inni ludzie, bliscy nie przez więzy krwi, ale przez wspólne emocje, przeżycia i codzienność.

sobota, 20 kwietnia 2019

Wielkanocna sobota

Nie poszłam święcić, bo czułam się brzydko ubrana. Gdy dziewczyny wróciły z kościoła pojechałam do Moniki po Avon. A ponieważ wypiłam u niej kawę, to po powrocie gotowałam z mamą. Ale nie długo, bo mama była zmęczona. Nic w tym dziwnego, bo rano, po wizycie p. Wiesi, upiekła 3 ciasta. Ja w tym czasie zasnęłam. Sobota prawdziwie świąteczna! Teraz posłałam Monice zamówienie z następnego katalogu i obliczam wydatki sztywne i zmienne. Czytanie mi nie idzie. Dalej "Pora na miłość".

piątek, 19 kwietnia 2019

Nie będę się starać o tą operację, bo nfz jej nie zapewnia. Nie mam też ochoty iść w sierpniu na rehabilitację na biodra. Chyba zrobię tylko rezonans. Jest Piątek Wielkanocny, noc. Wróciłam z popołudniówki na sortowni. Jak pomyślę o jutrzeszym gotowaniu to mi się nie chce. Święta w rozjazdach: niedziela w Trzebini, a poniedziałek w Mysłowicach. Chociaż wolałabym być w domu. Zastanawiam się, jak będziemy obchodzić Święta po godzinie m.

wtorek, 16 kwietnia 2019

Dzisiaj dla jutra

Czytałam kiedyś taką książkę, która na dobre zmieniła moje postrzeganie mojej starości. W "Primabalerinie" Gąsiorowskiej bohaterka dziedziczy kamienicę po mieszkańce domu spokojnej starości. Dla tej kobiety rozmowy z Niną są powodem do życia, ruchu, podniesienia się z łóżka. I gdy uświadomiłam sobie, że na stare lata mogę nie być w stanie czytać książek i że być może Eda będzie jedyną bliską mi osobą, to bardzo zmieniło to moje nastawienie co do możliwości życia z nią. Czemu o tym teraz piszę? Rozważam możliwość zoperowania sobie oczu by dokonać korekty wady wzroku. Boję się. Ale tylko lekarz może rozwiać moje wątpliwości. Póki co pójdę do rodzinnego po skierowanie do okulisty i pójdę do wojewódzkiego szpitala okulistycznego. Czy na stare lata będę też widzieć?

Poza mimoza

Mama wzięła w czasie prac ogrodowych psy przed balkon. Ogi zdjął szelki. Biegał 2 godziny. Wszedł do domu, bo usłyszał, że bierzemy Pipinka na spacer. Na obiad miały być naleśniki, ale mama znalazła w lodówce wątróbkę. Dodatkowo zadowolona, że w mig można pokroić młodą kapustę w maszynie. To naprawdę jest super. Gdy mama pojechała na aquaerobic (na który nie dotarła, bo była spóźniona przez tankowanie samochodu) gadałam z tatą o sprawie sądowej, Zagaju i tamtej części rodziny. Chciałam napisać, że dobrze mi się rozmawia z tatą, ale to dotyczy tylko tematów, które on chce poruszyć. Nie zawsze mnie ten proces interesuje, ale każdy ma prawo się wygadać. Dzisiaj tata powiedział, że sprzeda swoją połówkę i że będzie dążył do sprzedaży całego domu i że ten dom jest stracony. Dla mnie to o tyle ważne, bo to by oznaczało, że mój lęk o jego wyprowadzkę itd jest wydumany. To by była dobra wiadomość, że on będzie!
Dzisiaj dotarło do mnie, że w pracy tylko przy Marii czuję się jak dorosła kobieta. Tylko ona nie dała się nabrać na moją pozę dziecka.

niedziela, 14 kwietnia 2019

Kontury i krawędzie

Topy bez rękawa znalazłam w Bonprixie. Zamówię je z majowej pensji, bo tej już nie ma. Za chwilę mama wróci z kiosku. Jutro mam na popołudnie. Na szczęście do końca miesiąca jestem na sortowni. Mama sprzedała wszystkie baranki i palmy. Nawet nasze z domu. Rano po powrocie z pracy udoskonaliłam blog techniczny. Mam ostatnio ochotę na pisanie. Można łatwo pokonać kryzys pisząc mimo wszystko. Trzymam się planu i jakoś może będzie. Wróciłam do czytania. W "Porze na miłość" jedna z bohaterek, Aniela próbuje ułożyć sobie życie, gdy mafia zabiera jej dom, a mężowi grozi 10 lat więzienia. Nie wie ona jakie podjąć decyzje, czas płynie, a ona nie wie czy zdecydować się na rozwód. "Co dalej, krzyczało życie, co dalej? Aniela nie wiedziała co, a skoro nie wiedziała, doszła do wniosku, że nie będzie wymyślać scenariuszy na siłę. Rzeczywistość na pewno tak się poukłada, że wkrótce będzie już wszystko jasne. Nie ma się co spinać i rwać włosów z głowy. Zawsze jest jakieś wyjście." Pomyślałam teraz, że zawsze znajduję rozwiązanie. Nawet w analizowanej przyszłości. Oczywiście są takie wydarzenia, które trzeba zostawić swojemu biegowi jak moja choroba, firma czy ewentualna utrata bliskich. To wtedy będę osamotniona. Póki co jestem niezrealizowana. Chyba też znudzona. A chyba niesłusznie! Ile zdarzyło się w moim życiu od czasu, gdy po wyjściu ze szpitala przed 11 laty, kilka razy dziennie sprawdzałam maila czekając na jakieś zmiany w moim życiu. Było tak jak opowiadała Zyta Gilowska, która na pewnym etapie swojego życia, siedząc w domu myślała, że w jej życiu już nic się nie wydarzy. Też tak miałam. Od tego czasu 3 razy zmieniłam pracę, mama z Olą straciły swoją i zmuszone były zaczynać wszystko od początku. Poradziłyśmy sobie, więc jest to wróżbą na przyszłość, że damy radę. Nawet bez rodziców. Czas pomaga. Zaciera kontury i krawędzie.

piątek, 12 kwietnia 2019

Rozkład wydatków

Piątek, weekendu początek. Jutro nocka. Przyszedł przelew z dodatkiem, więc jutro kupię Oli bilet, kosmetyki Ziaji. Może zadatkuje okulary. Dzisiaj wyszłam wcześniej z pracy, bo jechałam do biblioteki na Radzikowskiego, a chciałam zdążyć na obiad. Był tylko barszcz czerwony z uszkami. Ola narzekała, że kupne. P. Wiesia kupiła nam karmę dla Pipina, ser biały ze Skały, miód malinowy i tulipany papuzie dla mamy. Zamówiłam dzisiaj "Zagubioną" Michalak. Jeszcze się wahałam, ale uświadomiłam sobie, że ta książka kosztuje tyle samo, co mamy tulipany. Jestem bardzo zadowolona z rozkładu wydatków w tym miesiącu. Nie dość, że dałam Oli zwiększone kieszonkowe, kupiłam EUR na drobne, drogie leki, wpłaciłam na ike, to jeszcze będzie krem do opalania na wakacje, książka. Dzisiaj kupiłam w Replayu krótkie spodenki za 8 zł. Pójdę jeszcze do Bigi, SNC i Metki. Teraz kończę by poszukać w sieci podkoszulków na grubych ramionczkach.

środa, 10 kwietnia 2019

Aktywny dzień

To był bardzo aktywny dzień. Wstałam o 7:20 i poszłam z psami. Potem śniadanie. Odczekałam do wyjścia i pojechałam do okulisty. Po czterech latach od ostatniej wizyty będę mieć po -7 na obu oczach. Później zakupy jedzeniowe, powrót do domu i spacer z psami. Ugotowałam, odkurzyłam, umyłam podłogi, wannę i toaletę. Upiekłam murzynka. Zjadłyśmy z Olą obiad. Umyłam naczynia. Poszłam z psami. Pojechałam na Gołaśkę. Wróciłam, położyłam się, sprswdziłam maila i okazało się, że jeszcze książka na Jasieńskiego. Pojechałam, przy okazji do Moniki. Po powrocie do łóżka. Może zaraz zasnę, bo jutro ranek w skarbcu.

niedziela, 7 kwietnia 2019

Blog

Dzisiaj przypomniał mi się mój blog na starym portalu. Już go nie ma.  Były tam zapiski z kilku lat mojego życia. Były nawet takie, które napisałam w czasie mojej choroby. Gdy nie wiedziałam, że jestem chora. Szkoda, że go nie zachowałam.

Upupiona

Boli mnie głowa. Gdy mi przejdzie pójdę do Oli żeby mi pokazała to wprowadzanie faktur dla p. Wiesi. Będę miała zajęcie, które mi się wymarzyło. Lubię takie księgowe rzeczy bez odpowiedzialności. Lubię druki, wypełnianie dokumentów. Szkoda, że jestem kasjerem, a nie pomocnikiem księgowej. Od dłuższego czasu walczę z chęcią buntu wobec moich domowników w kwestii pieniędzy. Chciałabym mieć pieniądze dla siebie i na czarną godzinę. Mam do mamy żal, że nie ufa mi do tego stopnia, że wydaje nawet moją pensję moimi rękami. Nic nie mogę zrobić. Szkoda. Czuję się upośledzona i upupiona. Prawda jest taka, że gdyby któraś z nas miała pieniądze, to zostawiłybyśmy mamę i zaczęły żyć samodzielnie. I mama to wie. Dlatego decyduje o naszych pieniądzach. Ten żal umrze we mnie? Wolałabym decydować o swoich pieniądzach niż nie mieć żadnych praw. Nawet za cenę biedy i stresu z tym związanego.

sobota, 6 kwietnia 2019

Samotne meble, charaktery wokół i samowystarczalne z przymusu,

Już po pracy i po umyciu poobiednich naczyń. Teraz czas wolny. Pada deszcz. Mama ogląda telewizję i gra. Ola pojechała na Zielonogórską. Tata robi sobie pierogi i uszka, a psy śpią.  Przeglądałam Facebook, ale to straszny zjadacz czasu. Chciałabym to ograniczyć. W pracy była rozmowa o samotnych kobietach naciągniętych finansowo przez oszustów. Pomyślałam o mnie i o Oli. Może kiedyś w samotności po śmierci mamy byłybyśmy łatwym celem. Tyle tylko, że żadna z nas nie ma majątku. Smutne jest to, że po godzinie m będziemy siedziały każda u siebie, bo nie ma u nas zwyczaju i takiego układu mebli by przebywać razem. Czasem siedzimy w kuchni, ale ja szybko z stamtąd wychodzę, bo mi niewygodnie na taboretach. Czy to wina taty? Czasami wolałabym, żeby z nami nie mieszkał. Tyle, że bez niego mama z Olą poczułyby się zbyt pewne. Mam teraz nowe lęki. Dużo myślę o przyszłości zawodowej i godzeniu jej z obowiązkami domowymi. Są momenty, że chciałabym odejść do innej sortowni by uniknąć w godzinie m widma 12-tek. Często też myślę o przykrościach związanych z ewentualnym zamieszkaniem z bratową. Wogóle mój dawny paraliż na myśl o odejściu mamy zamienia się na analizę codzienności i rolę mamy w moim życiu. Dzisiaj chciałabym powiedzieć, że brakuje mi dystansu i samodzielnych zajęć, zajmujących mi czas. Żałuję, że muszę żyć z dziewczynami. Teraz z obciążającą finansowo mamą (i tatą!), później z gestapo Olą, a na stare lata z głupią i przebiegłą Edą. Gdy szukamy partnera poznajemy różnych mężczyzn i ich charaktery. Możemy się dobierać. To jak bardzo samotna byłam, jestem i będę zawdzięczam moim rodzicom. Bo zamiast bawić się, musiałam dorosnąć. Zamiast dojrzeć musiałam pracować, a zamiast kochać muszę walczyć o przetrwanie. Niech więc ten czas płynie, niech nadejdzie kres. By na Oli i mnie skończyło się przekleństwo rozbitego domu. Byśmy były ostatnimi samowystarczalnymi z przymusu. Wolność to również samotność.

piątek, 5 kwietnia 2019

Bieżące

Jest piątek wieczór, jutro idę na rano, z własnej inicjatywy. Zgłosiłam się by nie być stratną wypracowanych nadgodzin z powodu zmniejszonej liczby dni pracy w bieżącym miesiącu. Przez chwilę miałam lęki o organizację obowiązków po godzinie m. Ale teraz pomyślałam, że Oli będzie ciężej ode mnie, bo mama to jej jedyna przyjaciółka. Dużo robią razem. Dawniej byłam o to zła i zazdrosna. Teraz jest mi to na rękę, bo dzięki temu mam spokój. Pomyślałam też, że to będzie dobrze, jeśli zamieszka tu następne pokolenie. Nawet jeśli będę im kiedyś przeszkadzać i wypchną mnie do Trzebini. Lepiej być ze swoim pokoleniem. Chciałabym móc nie pracować na emeryturze. Dzisiaj wracając z Gołaśki spostrzegłam w duchu, że powoli kończą się tam książki- starocie które chciałabym wypożyczyć. Z nowościami jestem na bieżąco dzięki Legimi.

wtorek, 2 kwietnia 2019

Czerpię z bogactwa

Dzisiaj zamówiłam dużo książek z biblioteki. Tak pomyślałam, że skoro wiem, że nie przeczytam wszystkich książek, które bym chciała, to czy warto stresować się tym, że ta lista ciągle rośnie? Wierzę, że przychodzą do mnie te książki, które ma być dane mi przeczytać. Cieszę się, że po 15 miesiącach, 111 książkach pokonałam drogę wokół równika. Obiegłam świat. Teraz chciałabym, aby książki zabrały mnie w kosmos. Najbliżej jest do księżyca, 384 400 km i na to teraz zbieram stroniczki. Zajmie mi to jeszcze 11 lat. Ile to pięknych historii przede mną! Czerpię z tego bogactwa.
Powrót na sortownię okazał się oczyszczający ze złych myśli i depresji. Napisałam to do mojej szefowej. Znów idę do pracy z radością.