Po nocce w skarbcu, w łóżku. Nocka dobra, ale nad ranem starłam się z Agnieszką. Chciałam wyjść wcześniej, a ona zaczęła mi zabraniać. Więc siedziałam, milczałam i martwo patrzyłam w punkt. Nie wytrzymała i mnie puściła. Ale nie zdążyłam na autobus, bo ktoś mi zabrał karton, który wieczorem przygotowałam sobie w szatni. Więc opróżniłam ostatni karton z ręcznikami papierowymi, kładąc je na podłodze, wzięłam karton i poszłam. Próbowałam złapać 469 jadąc linią pośpieszną, ale łapały ją wszystkie czerwone światła na Alejach. Weszłam do domu kwadrans przed 6. Ponieważ mama chciała żebym poszła do Duśki, to zanim otworzyły, poszłam z Ogim. Nie jadłam śniadania, bo z powodu bólu krzyża, nie mam apetytu. Wypiłam tylko smoothie. Gdy się obudzę, spakuje Oli książki do skupszopu i wypiorę sobie tenisówki na przyszłotygodniową rehabilitację. A teraz już pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz