Zanim o codzienności chcę ci, blogu skomentować filmik z insta. Była na nim 96-letnia kobieta, która udziela życiowych rad. Mówi by zostawić przeszłość. By żyć teraźniejszością. By być wdzięcznym za to, co się ma. I by zakceptować to, czego nie można zmienić. W zasadzie i najczęściej wszystko to robię. Ale mam kryzysy. Gdy dziewczyny mnie zdenerwują. Gdy mam dość beznadziejności i łaty idiotki w mojej pracy. Gdy rozżala mnie brak kasy. I gdy próbuję przewidzieć przyszłość i boję się jej. Ale, blogu, naprawdę mam dobre życie. I dziękuję Ci Boże za nie, za Bliskich, za zdrowie, za pracę i za to, że pozwalasz mi odnajdywać siłę i motywację. I za hobby. A jeśli chodzi o przebieg dnia to aktywnie. Na zabiegach byłam na 10 i dobrze, bo już nie było tłoku. Z autobusu zadzwoniłam do mamy i umówiłyśmy się w Bonarce. Zrobiłyśmy zakupy w Oszołomku. Po powrocie poszłam z Ogim. Ale nie chciał spacerować. Zjadłam makaron z gulaszem greckim. Powiesiłam pranie. Włączyłam następne i poszłam na Piaski. Po drodze znalazłam pierwszego w tym roku orzecha. Zlikwidowano kolekturę totolotka. W Żabce na razie tylko zdrapki. W bibliotece wszystko przygotowane na głosowanie w Budżecie Obywatelskim. Za głos w bibliotece będzie za darmo rozdowany Przewodnik po Parku Rzecznym Drwinka. Więc jutro pójdę. Po powrocie idealnie z moim wejściem skończyło się prać pranie. Powiesiłam. Później mama gotowała zupę dyniową, a ja myłam. Gdy Ola wróciła dziewczyny zjadły, ja nie, bo nie byłam głodna. Odsprzątałam kuchnię. Dziewczyny pojechały z Ogim na bieganie. Przed chwilą wróciły. Mama umyła Ogiego, a ja sprzątałam z balkonu pranie i grzyby. Zaraz idę ugotować sobie parówki. Jutro zabiegi, urząd i głosowanie. Z tym, że głosowanie chyba po obiedzie. Aha! W bibliotece na półce "Zaginiona siostra". Nie wzięłam, bo mam dużo. Ale chyba już się przewaliło wariactwo na ten tom. I chcę ci, blogu, jeszcze powiedzieć, że odkąd po raz drugi wyszłam ze szpitala, nie boję się już życia. I nie czekam już na emeryturę, starość i śmierć mamy. Po prostu: żyję. Nie przeszkadza mi, że praca wypełnia mi czas. Mnie życie nie ucieka, tylko mija. Gdy w wieku 37 lat miałam kryzys, wydawało mi się, że wraz z 40-tką wszystko przegram. A teraz nie myślę już ile mam lat. Ani co powinnam była zrobić. A jedyne co teraz planuję to pracować, spłacać długi, spać, jeść, no i czytać. Mam takie życie, jakiego chciałam w młodości: bezpiecznego i bez wyrzeczeń czy poświęcenia i bez niewolnictwa wobec mężczyzny i dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz