Życie jest podróżą napisano na fb pod zdjęciem dwóch wypalających się świeczek. I z dopiskiem, że niby trwa długo, a przemija w oka mgnieniu. Kilka dni temu, w drodze na zabiegi pomyślałam, że gdy jeździłam tam do liceum, nawet nie wiedziałam, że tam jest szpital. A co dopiero, że moja siostra będzie w nim pracować. Trwam w Solidzie póki mogę. To nic, że to firma bez przyszłości. Co ma być, to będzie. Żyć trzeba i tak. A jeśli chodzi o ewentualne życie bez leków ze względu na chorą wątrobę, to nawet jeśli obrócę się w chorobę, to nie szkodzi. Stracę wtedy świadomość. Mam wrażenie, że przetrzymałam najcięższy czas. Młodość. Gdy serce rwie się do życia, kochania, ciągłego wzrastania. A tu nie można. Teraz jest równo i jeszcze nie pochyło. Już nic nie muszę. Co trzeba to się zrobi, jeśli naprawdę trzeba. Mój brat jest odpowiedzialny za siebie, żonę i synów. Moja siostra za siebie, mamę i mnie. A ja nie mam tego ciężaru. Po śmierci mamy Ola będzie próbowała mnie wtłoczyć w taki schemat. I ja na pewien czas temu ulegnę, ale nie dam rady i Ola zrozumie, że musi sama się zmienić, a nie zmieniać mnie. I tylko, blogu, czy ja kiedyś będę odpowiedzialna za bratową? I tak nie dam rady jej udźwignąć, więc nie będę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz