Dzisiaj byłyśmy z mamą na grobie u Babci Celinki i mamy koleżanki Teresy. Gdy już odjeżdżałyśmy spod cmentarza zapytałam mamę czy miałaby coś przeciwko temu, żeby tata był pochowany razem z nią. Stwierdziła, że to praktyczne, bo nie trzeba biegać po całym cmentarzu. I że jej to obojętne, bo będzie spalona.
A nad Babcią też się zamyśliłam. Była o wiele sprawniejsza niż Babcia Irenka obecnie. Nie była moją ukochaną babcią. Była mi daleka i zimna. Moja mama zemściła się na niej za brak akceptacji jej osoby, przenosząc niechęć na nas. Nie próbowała tego zmienić. Byłam chyba jedyną z jej wnuków i prawnuków, która się z nią w jakiś sposób pożegnała. Umarła tak, jak żyła: sama.
Nie mam już do niej żalu, żałuję, że nasza relacja nie była żywszą. Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...
I jeszcze jedna myśl. Nawet jeśli tata jest problematyczny, to nie chcę by mieszkał sam, aż już na pewno nie na Zagaju. Jestem przekonana, że by go ubezwłasnowolni za jego pijaństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz