Hasłem minionych tegorocznych targów książki było: "Książki są bramą, przez którą wychodzisz na ulicę".
Odpoczywamy po obiedzie, każda u siebie. Dzisiaj byłam po skierowanie do ortopedy (na biodra, bardziej zapobiegliwie niż objawowo, bo ból nie jest uciążliwy) i w bibliotekach. Mama była w hurtowni po rzeczy świąteczne do kiosku.
Recenzja wypożyczonej dzisiaj książki przypomniała mi o tym, jak źle mi było w Warszawie. Dobrze, że mam bliskich, potrzebuję ich. Może to charakaterystyczne dla Ryb?
Oli zapewnienie, że nigdy nie wyprowadzi się do Piotrka i Edy, nie trafia do mnie. Ola wie w głębi ducha, że prawo pieniądza robi swoje. Dzisiaj w tramwaju myślałam nad tym, w której filii Biblioteki Kraków będę kiedyś, po przeprowadzce, wypożyczać książki i brać kody. Dumałam nad optymalnym ułożeniem trasy. W poczekalni do lekarza czytałam ebook "Magia grudniowej nocy". Był tam cytat z Marka Twaina: "Spędziłem większość życia, martwiąc się o rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły". Gdybym miała pewność, że bez bliskich, też będą spotykać mnie okruchy czułości i zainteresowania. Wyższa dawka leku powoduje, że nie wpadam z tego powodu w panikę. Nie ma nic trwałego w życiu. Może dlatego nie powinniśmy się przywiązywać do ludzi i rzeczy. Ale przecież tak dobrze jest kochać. Może kiedyś będę czerpać siłę ze wspomnień, takich popołudni jak to, gdy jest dobrze? A może będę sobie tylko umilać czas, który jeszcze będzie mi dany? Myślę, że będę zgorzkniała jeszcze bardziej niż teraz. Przeczytam wówczas te zapiski, które będą jak brama do ulicy mojego życia. Ulicy, na której rozegra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz