Prawda jest taka, że dużo myślałam o Artku, że planowałam życie z nim, chociaż on tego nie chce. Bałam się konsekwencji, a konkretnie utraty prawa do decydowania o sobie. Dzisiaj jestem w domu i mi dobrze. Wylałam moje żale na mamę, ulżyło mi. Tata dba o mnie. A ja nie muszę obawiać się przyszłości. Nic nie łączy mnie ani z Andrzejem ani z Artkiem. I nie musi łączyć. Było, minęło. Poprostu jestem bezpieczna. I musiało minąć 3 miesiące terapii bym mogła to sobie powiedzieć. Dzięki Tacie i terapii wcieliłam w życie asertywność. Wobec mamy, rodzeństwa czy kolejnych miłostek. I jest jeszcze jedna rzecz, którą sobie uświadomiłam. Jest we mnie ogromną siła do odbudowy swojego życia. Choroba mnie upodla, a ja wstaję. Jaka Ewa urodziła się po tej terapii? Bezpieczna, krytyczna wobec siebie, młoda i chcąca żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz