Tyle lat, Blogu, żyłam bez partnera i radziłam sobie z samotnością. W porównaniu do tamtego czasu, gdy byłam sfrustowana do tego stopnia by oglądać pornografię, to jest lepiej. Nie chcę też zmiany miejsca zamieszkania czy budowania związku. Mnie potrzeba rozmowy. Więc dostaję ją na terapii. W jednym zaczynam przyznawać rację Tacie i psychologom by przestać rozpamiętywać żale. I by nie myśleć o problemach. Głową muru nie przebiję. Czuję nadzieję. Do mamy napisałam, że jej potrzebuję, ale coś się zmienia we mnie. Tata żachnął się, gdy wzięłam sobie kromki na kolację. A ja mam to w dupie, że tyję. Tata najpierw zachęca mnie bym jadła 2 obiad, a potem daje mi dobre rady. Była też we mnie potrzeba czułości i wyrozumiałości, ale bezpieczna i empatyczna przestrzeń Białego Domku wypełniła tę potrzebę. I mam nadzieję, że dopomogą mi współpracownicy, bo chcę już wrócić do pracy. Chcę łączyć terapię z pracą. Jednym słowem nie ma co się użalać nad sobą. Trzeba pchać wózek codzienności. Nie jest mi pisane być w związku. To mnie zasmuca, ale tak jest. Wymagam opieki i zapobiegliwości. Jestem przegraną. Jakolwiek to brzmi i jak niewiele popełniłam błędów, to tak po prostu jest. Niech więc to życie trwa i przeminie. Teraz wierzę, że celem mojego życia jest kształtowanie, hartowanie duszy tak by była tak mocną by mogła być składową Boga, którego nasze dusze czynią wszechwładnym. Każdy z nas musi ponieść swój krzyż. Mój krzyż to toksyczna rodzina i schizofrenii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz