Eh, Blogu, brak mi słów. Zadzwoniłam do Andrzeja, gdy wracałam z biblioteki. Zresztą coraz mocniej się zastanawiam czy wychodzić w ogóle z domu. Strasznie jestem słaba. Oczy mi się zamykają i muszę wysiadać co kilka przystanków by coś zjeść. Takie mam wrażenie, jakbym nie miała ciśnienia w oczach. Najgorsze jest to, że za tydzień wraca mama. I będzie udręka. Normalnie poszłabym do pracy, spojrzała w oczy ludzi, którzy tyrają jak ja i przez to nabrała sił. Ale nie mogę, Blogu. Nie mam siły! Panie Boże, błagam Cię, Ci ludzie w przeciwieństwie do Andrzeja czy mamy, nigdy mnie nie zawiedli! Nie daj mi Panie bym ich straciła! Wrócę, kurwa, wrócę do nich choćbym miała być sina za te półtorej roku. Ale wrócę. Nawet jeśli po to by się pożegnać. Życzę Ci Andrzej smacznej zupy pomidorowej, ja czekam aż mi wystygnie kakao. Na mleku! Z laktozą, bo takie lubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz