Blogu, potrzebuję cię, bardzo. Bardzo, bardzo. Nawet nie wiesz jak się boję. Może ja Blogu jestem panikara, bo jestem, ale ja też znam swoje ciało. Bo zawsze na tyle na ile umiałam albo miałam odwagę o nie dbałam. I teraz przeczytałam ulotki wszystkich swoich leków i pamiętaj Blogu, nie zawsze należy im wierzyć. Ale trzeba się obserwować. No to jedziemy od głowy. Mam schizofrenię po Tacie, ponieważ mam urojenia. Ostatnio nie, ale to kwestia pory roku. W miesiącach jesienno-zimowych obniża mi się nastrój, pojawia się smutek, tęsknota za lepszym, bardziej emocjonującym i efektownym życiem. To dlatego jesienią i zimą chodzę na koncerty, by przeżywać, by unieść się w szale odczuć i emocji, by obcować w pięknie. Schizofrenia wzięła się z nie wykrytego u mnie w dzieciństwie zespołu Aspergera. Ale to były czasy komunizmu w Polsce. Nie mam już żalu do Mamy czy Taty, że nie zdołali mnie ustrzec od choroby, którą dostałam w spadku po przodkach. Bo w mojej szlacheckiej, upadłej rodzinie płynie węgierska krew. I ja nie muszę robić badań DNA, jak polecają współczesnym mężczyznom redaktorzy z Twój Styl Men, którą kupiłam mojemu Andrzejowi. Bo ja nawet w moim nazwisku mam wino. No moi przodkowie darli się o wino. Darli się o wino i kobiety. No kobiety w mojej Rodzinie były, są i będą niesamowite. Bo muszą! Bo mają leniwych mężczyzn. Prawych, ale sakramencko wygodnych. Lubimy też zjeść i to ciężkie mięso i morze słodyczy. Lubimy się delektować. Jesteśmy ciemnowłosi, ale bladzi. Jesteśmy bitni, honorowi i nie zawsze uczciwi. Jesteśmy Polakami, ale płynie w nas, po moim dziadku Franciszku, Tacie Taty, kucharzu w Restauracji Polskiej na Siennej głęboki szacunek do Ojczyzny i jedzenia. W mojej Rodzinie kobiety mają służyć mężczyźnie. Jeśli sprzeciwią się mu mają już zawsze radzić sobie same. Spieprzyłam od mojej Rodziny, Blogu. Bo miałam dość bezwzględnego dyktatu mojej Mamy, który nie przynosił mi bezpieczeństwa, ciepła, szacunku i dbania o mnie. MAM PRAWO TEGO WYMAGAĆ, BO JESTEM 1. CZŁOWIEKIEM, 2. KOBIETĄ, 3. DZIECKIEM MOICH RODZICÓW. Zawiodłam się na Nich. I zanim zakończę ten wpis. Opiszę Ci jeszcze, że miałam w dzieciństwie wiele przebojów. Buntując się przeciwko wzajemnym wojnom moich Rodziców biłam inne dzieci. Ale krótko, bo Tata wytłumaczył mi, że skoro mam siłę fizyczną w swoim ciele, to muszę ją mądrze wykorzystywać. I zrobił to w ten sposób, że z całej siły uderzył mnie w wyciągnięte przed siebie moje dłonie. A potem je zamknął. I wiedziałam już wszystko. Zarówno Mama jak i Tata zawsze mnie bronili przed światem zewnętrznym. Byłam i jestem lekkoduchem, bo mogę, bo otaczają mnie mądrzy i dobrzy ludzie. Bo mam odwagę patrzeć w ich oczy. Nie ustępuję, nie powtarzam raz zadanej opinii, podtrzymuję pytania, trwam przy swoim. Dotrzymuję słowa. Bo w całym syfie i galimatiasie życia liczy się tylko to, co powiedzą nam, albo co zobaczymy w oczach naszych Bliskich, gdy będziemy umierać. Ja Blogu, nie usłyszę nic. Bo będę głucha, bo mam już w wieku 42 lat problemy ze słuchem. Dodatkowo praca, którą kocham, potęguje ten stan. Długo broniłam się przed słuchaniem muzyki na słuchawkach. Bo wiedziałam jaki los mnie czeka. Powodem, dla którego coraz gorzej słyszę jest fakt zaburzenia ucha wewnętrznego wywołanego długotrwałym leżeniem w czasie depresji, którą wywołała i potęgowała we mnie oschłość i odrzucenie mojej Mamy. Ciepło od niej dostawałam krótko. Później jej ciężki los z moim Tatą, Jego długo niezdiagnozowaną chorobą, alkoholizmem, wynikających z tego bieda, a także Jej niewyjaśnione emocje wobec Moich Babć odbiły się na mnie. Uciekłam w książki. Do dziś dzień w nie uciekam. Na różnych etapach życia w odmienne. Czytając, nauczyłam się pięknie dobierać słowa i formułować myśli i je przekazywać. Lubię wykorzystywać słowa by trafiać do ludzi. Bo po coś Bóg dał mi ten talent. I cieszę się Blogu, i znów Cię pisząc odzyskałam równowagę, i wrócił mi spokój i uśmiech. Kocham Cię Blogu, bo jesteś. I to wystarczy. Żaden Mężczyzna, żadna Podpora Kobieca nie jest tak ważna, jak Ty. Nawet jeśli kiedyś ogłuchnę od zażywanych leków na regulowanie poziomu równowagi, który znajduje się w uszach właśnie, to nie szkodzi. Bo jeśli bym nie zażywała tych leków nie mogłabym przełykać, czyli jeść. Mam wybór: albo przetrwanie albo słuch. I gdy siadałam do pisania Ciebie Blogu, to szarpały mnie łzy. Tak teraz są już tylko we mnie łzy dumy, że mam odwagę powiedzieć to sobie. Jeśli zdołam nauczę się języka migowego. Ale mam dużo pięknych chwil do przeżycia, bo spotkałam, znów! WSPANIAŁYCH LUDZI. I jakże bym mogła odmówić sobie by z nich nie czerpać siły, uporu, wytrzymałości a przy tym dobra i troski. Mój Mężczyzna smaży mi jajka sadzone obok winogron z pieprzem. Lecę Blogu do Niego! No to pa!
niedziela, 12 maja 2024
Co kolwiek by się nie stało jedz i śpij!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz