Jest piątek, zaraz robię łóżko. Dzisiaj było mi żal się obudzić, bo śnił mi się Marcin, judoga, moja pierwsza miłość, oczywiście platoniczna. Ostatecznie wstałam o 11:48. Umyłam się, zjadłam jajecznicę i poszłam z Ogim. Po powrocie nakarmiłam kota, umyłam naczynia, przygotowałam śmieci, włączyłam pranie, usmażyłam kotlety i umyłam toaletę. Położyłam się pod kocem i zasnęłam. Obudził mnie domofon, gdy Ola wbijała kod. Chciała na mnie się drzeć, ale zgasiłam ją mówiąc: nie wyżywaj się na mnie. Czekając na frytki z pieca wypiłam kawę. Czarną jak smoła. Zjadłyśmy. Ja pierwsza. Siedziałam i patrzyłam na Olę. Warknęła na mnie: czego chcesz? Odpowiedziałam, że siedzę z Tobą i czekam aż zjesz, żeby posprzątać. Poszłyśmy do niej, ale ja doszłam do wniosku, że odkurzę. Później poszłam na autobus, żeby jechać na Borsuczą. Z przystanku zadzwoniłam do Oli czy ma szkota, żeby skleić ładowarkę. Wyszło na to, że muszę kupić nową. Ale namówiłam Olę żeby zgarnęła mnie z przystanku i żebyśmy jechały z Ogim na bieganie. Pojechałyśmy i spacerowałyśmy wzdłuż Wilgi. Potem poszłyśmy do biblioteki, a potem do Lidla. Wróciłyśmy do domu i zjadłyśmy na kolację bułki ziemniaczane z Lidla ze szczypiorkiem, który posadziła mama. Do tego wypiłyśmy warkę bezakoholową, po którą poleciała Ola. Potem każda u siebie komórkowała. Teraz Ola wróciła z Ogim. Robię łóżko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz