niedziela, 29 marca 2020
Tłumaczyć wyroki losu
W poprzednim poście odkryłam mój problem: czuję, że przemijam. Trudno to zakceptować. Że tracę prawo głosu, siłę decydowania, zdolność kreacji. Nawet po godzinie m nie będę decydować. Będę wypełniać obowiązki mamy, boleśnie odczuję fakt, że jej nie dorównam. Ja się rozgrzeszę, ale Ola mnie nie. Ona będzie mnie traktować, tak jak teraz: jak dziecko, debila Ewę i kogoś od obowiązków domowych. Teraz czuję, że nic już nie zmienię prywatnie, rodzinnie, zawodowo. Mogę się tylko poddać losowi i tak to sobie tłumaczyć by się już nigdy nie załamać. Załamałam się gdy wyszłam z liceum z świadectwem maturalnym i nie miałam pomysłu na dorosłe życie. Załamałam się, w Konsalnecie, gdy dotarło do mnie, że już zawsze muszę brać leki. Załamałam się 2 lata temu, gdy dotarło do mnie, że kiedyś będę sama, bo nie założyłam rodziny. Za pierwszym razem pomogła mi mama decydując za mnie. Za drugim oddałam się pracy. Dwa lata temu pomogły przyjaciółki i książki. I nawet jeśli Bóg pośle mi nową trudność, to pośle mi też klucz do rozwiązania tej trudności.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz