piątek, 1 czerwca 2018
Gorzko, szczerze i konkretnie
W słowie od autora książki "Nie czas na miłość" jest takie zdanie: "Czasem w życiu zdarza się tak, że jakiś temat wydaje się nam zamknięty, choć tak nie jest. Po latach odnajduje nas sam, jakbyśmy mieli do spłacenia jakiś dług...". W Dniu Dziecka przyszły moje wspomnienia. Pierwsze to gdy u babci Irenki patrzyłam z kuchni na kuzynkę z dzieckiem i dotarło do mnie, że tam gdzie seks, tam prędzej czy później dzieci. Wolałam zrezygnować z seksu. Inne wspomnienie to myśl jaka przyszła w Rhemie, gdy z Adkiem na ręku szłam między półkami. Że oto mogłabym tak chodzić z dzieckiem R. I pomyślałam wtedy, że nie chcę jego dziecka. Nie chciałam też tworzyć domu z leciwym Grab. Bo po co wiązać się z przyszłym emerytem z najniższej krajowej? Była też taka myśl po latach, w autobusie, że co by się nie działo dzisiaj prześpię z R. by zajść w ciążę. Świadomość, że będzie to równoznaczne z utratą pracy, z kredytem i z mamą jako wychowującą moje dziecko mnie odstraszyła. Nie chciałam też być samotną matką. Nie chciałam tego trudu, ciągłego pośpiechu z domu do pracy, chorób dziecka i zebrań w szkole, do których byłabym sama. Gdy mogłam mieć dziecko, to go nie chciałam. Teraz już nie mogę przez leki i cieszę, że się na nie zdecydowałam. Jeśli czegoś mi brak to własnego mieszkania i wsparcia finansowego ewentualnego męża. To dlatego czuję się zawiedziona swoim życiem. Mieszkanie z rodzicami i siostrą, chociaż ich kocham, traktuję jako konieczność, ze względu na potrzebę bliskiego człowieka, chorobę i biedę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz