Wszystko się we mnie burzyło, gdy wypisałam urlop w tym samym terminie co Ola. Dopiero, gdy potargałam tamten wniosek i wypisałam nowy na pierwszą połowę lipca, to mi ulżyło. Dzisiejsze zachowanie Oli przy śniadaniu utwierdziło mnie tylko w słuszności mojej decyzji. Przez chwilę zastanawiałam się czy w przyszłości będzie inaczej. I już wiem, że nie. Do rozgoryczenia ze staropanieństwa i złości dojdzie tęsknota za mamą. Dodatkowo moja radość z wolności będzie ją drażniła. Wiem już, że każda z nas będzie dysponowała swoją pensją, kartą do bankomatu. Tak jest zdrowiej. I w zasadzie nie będziemy wychodzić ze swoich pokoi. Długo będę się oduczać z chęci podzielenia się swoimi sprawami z Olą. Ale w końcu to nadejdzie. Bo ślubu ze mną nie brała. A gdy będzie chora i przestraszy się śmierci wtedy moim zadaniem będzie ją pocieszyć. Wyjść do niej. A wcześniej cicha obecność. Z czego będę czerpała siłę? Z niezależności i z pracy. Polubię ten stan. Dlatego ciężko mi będzie wyprowadzić się do Trzebini. Muszę wtedy pamiętać by nie rezygnować z możliwości decydowania o swojej emeryturze.
Tak w skrócie będzie przebiegać moje życie. Pasmo wyrzeczeń.
Czytam teraz "Balladę o ciotce Matyldzie". Fajna, wciąga. Bohaterką jest Joannka, młoda kobieta, zaczynająca swoje dorosłe życie. Tylko jedna książka, którą przeczytałam była o dojrzałej kobiecie:"Szepty" Ireny Matuszkiewicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz