Pojawiają się lęki jakbym sobie dała radę sama, gdyby dziewczyny pojechały na Chorwację. Dałabym radę, ale czy umiałabym wygrać z samotnością? Czy jeśli mama byłaby niesprawna przyjęłabym jej śmierć z ulgą? Czy będę wspominać te obecne czasy, gdy tyle robi? Ciężko jest pomyśleć, że to ja będę kiedyś szła na mszę za nią, tak jak ona dzisiaj poszła na mszę za Marcina Oramusa. Jaki powód do życia ma człowiek, gdy traci kogoś najbliższego? W jakiej dobrej sytuacji jestem w porównaniu do Iwony M. Jest jedynaczką i starą panną. Ma tylko mamę, bo ojciec jej już zmarł. Trzymaj się Iwona! Jak bardzo jestem chora skoro tak kwaszę, podczas gdy nie mam ku temu podstaw? Byłoby lepiej, gdybym miała partnera. Równocześnie to jedyne byłoby lepiej, którego nie chcę zmienić. Nie kocham siebie samej tak jak Iwona. Nie kocham też mojego życia. I tego, że ono zupełnie się odmieni. Może poczuję szacunek do samej siebie, gdy poradzę sobie z tymi trudnościami? Teraz pomyślałam, że mogę nie myśleć o tych wakacjach, bo mam jeszcze czas. Za dużo niewiadomych! Może to metoda? Nie wybiegać naprzód, tymbardziej że nie mogę przyszłości niczego narzucić! A od analizowania przyszłości nie nauczę się radzić sobie z problemami! Prawda jest taka, że zamiast cieszyć się życiem tu i teraz wywołuję w sobie smutek. Tak właśnie nastroił mnie 8 domek Przybyłek. Chyba ta Chana, dyrektorka żydowskiej ochronki, która sama przed sobą się nie przyznaje, że boi się śmierci i że chce żyć. Do tego bezproblemowy, nudny związek Sary i Daniela. Ładna ta książka, ale dziwna. Gdy ją skończę będę wiedzieć czy przemyślana czy nie. Może Przybyłek przekombinowała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz