To już tydzień jak jestem na urlopie. Czas szybko biegnie. Gdyby nie sytuacja zawodowa starałabym się o rentę, a tak chyba musiałabym być w stanie wegetatywnym bym mogła nie pracować. Dlatego Panie Boże daj siły, zdrowie i chęci bym mogła być przydatna moim bliskim. Moje życie opiera się na pracy i leżeniu. Z wydatków na MB Pieniężnej nie ma żadnych zachciewajek, więc będę chciała na maksa wypłacić na oszczędzanie for a rainy day. Powinnam więcej czytać niż siedzieć na fb czy insta. Wiem, że to nie jest ambitne, ale lubię to. Dzisiaj byłam z mamą i Ogim na Bagrach. Byłyśmy też w warzywniaku na Kurdwanowie. Po obiedzie wysłałam maila w sprawie remontu dostawczaka i na poczcie wysłałam korektę (kolejną!) do ZUS. W drodze powrotnej byłyśmy w aptece Antek po lek na błędnik. Zerwałyśmy dzikie jabłka na kompot. Jutro chyba musimy jechać do hipermarketu po cukier, wodę, papier toaletowy i sery do makaronu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz