niedziela, 10 lutego 2019

Póki się boję, jestem normalna

Tak czytam tę "Szkołę pod baobabem" i pomyślałam, że miałam szczęśliwe dzieciństwo. Dzięki mamie. Młodość normalną, bez ekscesów i z chorobą. W dojrzałość weszłam już z nią. I o ile orzeczenie o niepełnosprawności uważałam za formalność, to dzisiaj widzę jak wyizolowanie powoduje moje ograniczenie w kontaktach międzyludzkich. Sama to sobie zrobiłam. Poddałam się. I dobrze, bo ta walka mnie wyniszczała. Ale jest i minus apatia, strach, osamotnienie. Od tak dawna mi towarzyszy, a jednak ciągle się go boję. A powinnam być już ogorzała od tego "bólu". Uciekam od tego w obowiązki i czytanie. Uświadomiłam sobie, że od momentu dojrzewania towarzyszy mi samotność. Od 5 lat strach przed przyszłością. Czy to z biedy tak się boję przyszłości? Czego się boję? Nadmiaru obowiązków, okrucieństwa psychicznego mojej siostry, utraty wsparcia i uwagi bliskich wraz z ich śmiercią, konieczności ułożenia sobie życia bez aktywności zawodowej i rytmu życia z niej wynikającej, ewentualnej przeprowadzki do domu brata i bratowej w razie kryzysowej sytuacji/biedy. Boję się zmian dotychczasowego życia. Uświadomiłam sobie, że to wszystko stanie się jeszcze w moim życiu, w ciągu najbliższych 20 lat. I że to szczęście mieć możliwość by się z tym pogodzić. I przygotować na to. Wszystkie te rzeczy będą następować po sobie, nijako płynnie. W zasadzie nie będą zaskoczeniami. Nastąpią po sobie. To jest proces przemijania. Czy będę jak drzewo, które mimo że po każdej zimie kwitnie, to jednak coraz bardziej dziczeje i pruchnie? Czy zapadnę się w swojej ciemności duszy i tylko czasem rozpalą mnie akty dobroci? Już się zapadłam. Tyle tylko, że codzienność zmusza mnie bym wydostała się na normalność. I tylko ten strach przed emocjonalnym zimnem powoduje, że nie jestem jeszcze constans. Póki się boję, jestem normalna, jestem człowiekiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz