piątek, 22 lutego 2019
Emocje po godzinie m
Czytam dalej, a tam Wiktor zastanawia się nad drogą do kontaktu ze swoim nastoletnim synem Oliwierem. Jest to trudne, gdyż chyba obaj tęsknią za zmarłą matką chłopaka. "Nieustająca tęsknota za Łucją, której wciąż nie umiał uleczyć czas". Myślę, że ogrom obowiązków, jaki na mnie spadnie, spowoduje, że nie będę miała czasu by rozpaczać. Dotrze to do mnie późno. A dopiero w którąś wizytę na cmentarzu okrzepnę, zostawię emocje. Lata później będę ją idealizować. Od godziny m zacznie się ciągłe liczenie pieniędzy, wiązanie końca z końcem. Może wreszcie będę żyć od wypłaty do wypłaty, a nie tak jak teraz 2 dni? Mama z Olą poszły do p. Wiesi. Z okazji urodzin kupiła mamie kwiaty.
Urodziny mamy
W "Większym kawałku nieba" Iga chwali się, że potrafi się wyłączyć. Zamknąć oczy i wsłuchać się w siebie. Ja tak nie potrafię, oczy zamykam na sen. Dzisiaj urodziny mamy. Nie obchodzimy ich jakoś specjalnie. Wypiłyśmy wino i zjadłyśmy po Baryłeczce, które Ola kupiła mamie. Jutro idę na ranek do skarbca, a dziewczyny mają jechać po Adka, bo chce u nas chorować. Dzisiaj po rozprawie pojednawczej tata kupił mi wspólnie ze mną prezent na urodziny. To czarne, mięciuteńkie, welurowe spodnie i bluzka z długim rękawem. Cieszę się. Tata upomniał się o kiełbasę od Mundka, ale będzie dopiero w poniedziałek.
środa, 20 lutego 2019
Pewne rzeczy są nieuniknione, ale dadzą coś w zamian
Dobiega końca dzień moich urodzin. Bliscy i znajomi pamiętali, a do mnie jakoś nie dociera. Uświadomiłam sobie, że po raz drugi w życiu stworzyłam sobie obraz przyszłości na podstawie obrazów wyobraźni i przeczuć, a przecież może być zupełnie inaczej. Tymczasem ja, przyzwyczajam się do tej wersji przyszłości. W chwilach paniki uspokajam się słowami: życie wszystko za ciebie zrobi. Mnie przyjdzie tylko reagować i pracować w pracy i w domu. A że mi się nie chce i nie lubię obowiązków domowych to inna rzecz. Nie wiem czy prawdą jest, że mama odejdzie przed moją emeryturą. Że tata się wuprowadzi, że zamieszkają z nami młodzi, że Ola odejdzie na dzień dobry mojej emerytury i że zamieszkam z Piotrkiem i Edą. Może to są odpowiedzi obronne mojego umysłu na stres i zagrożenie, na biedę, na strach. Pewne rzeczy są nieuniknione i dobrze, że z pomocą tego blogu zdałam sobie z nich sprawę, ale tak naprawdę nie znamy swojej przyszłości. Dzisiaj, gdy jadłam pizzę w PizzaHut z okazji moich urodzin pomyślałam, że bez mamy tak nie będzie. A teraz dumam nad tym, co będzie w zamian? Może dom, bez jej uciekania z niego? Może będzie cisza jak ta w nocy? A może będę wspominać, jak dzisiejszego wieczoru mama mnie strofowała o wszystko? Bo dla niej zawsze będę dzieckiem. Może nie będę musiała już godzić się na moją potoczną niedojrzałość? Może spadnie ta maska?
poniedziałek, 18 lutego 2019
Mój większy kawałek nieba
Iga, bohaterka "Większego kawałka nieba" ma odwagę by marzyć i snuje plany. Ja też czasem marzę. O emeryturze i nieograniczonym czasie na czytanie. Czasem żałuję, że będzie to czas być może bez moich bliskich, ale to nieuniknione. Marzę i czekam. Marzenia i wartości ulegają modyfikacjom przez całe życie. Jestem dumna ze spokoju w moich pragnieniach. Nie zależy mi na niczym z wyjątkiem moich bliskich, czytaniu i pracy. Jeśli czegoś bym jeszcze chciała w życiu, to by po godzinie m mieć poczucie szczęścia, miłości, bezpieczeństwa i luzu. A może tak jak mój tata pogodzę z samotnością. Tak jak pogodził się z faktem, że może spędzać Wigilię sam u nas w domu. A nie słuchać jak jego brat czyta: nie było dla ciebie miejsca w gospodzie i zastanawiać się gdzie będzie jego miejsce. Uświadomiłam sobie, że jeśli kiedyś wujek lub jego rodzina ubezwłasnowolni tatę, to muszę stanąć w jego obronie. On tak naprawdę ma tylko mnie. Moje życie dzieli się na dzieciństwo, młodość, czas z mamą i Olą i życie po ich stracie. A teraz mam w życiu właśnie większy kawałek nieba.
sobota, 16 lutego 2019
Handlara badziewia
Opisuję wrażenia po spotkaniu w Empiku. Lingas-Łoniewska mówiła o swoich książkach. Jako autorce przyświeca jej dewiza, że "książka powinna powodować obrażenia". Trudno żeby komedia, opowiastka romantyczna poruszała. Albo naciągany thriller. Do historii nie przejdzie, nagród nie zdobędzie. Podpisała 5 letni kontrakt z Wydawnictwem Burda Książki, więc pisze i wznawia. Liczy też na ekranizacje i przekłady (gdzie się da, ale głównie niemiecki). Przez godzinę się produkowała, ale całe show skradła Izabella Frączyk, która rzuciła się do niej z publiczności i zaczęła robić sobie z nią focie. Lingas-Łoniewska jest tylko autorką, a nie pisarką. Nie ma w niej nic ambitnego, poza ambicją własną. Człowiek, który mówi o sobie i swoich dokonaniach jest płytki. Nazywa siebie dilerką emocji. Jest handlarą badziewia. Opisywanie uczuć to nie jest ich wywoływanie. Ale będę czytać jej książki.
Dzięki postawie Lingas-Łoniewskiej uświadomiłam sobie, że jestem zbyt wrażliwa i naiwna by wydawać książki i by funkcjonować w tym środowisku. Wolę czytać niż pisać.
Dzięki postawie Lingas-Łoniewskiej uświadomiłam sobie, że jestem zbyt wrażliwa i naiwna by wydawać książki i by funkcjonować w tym środowisku. Wolę czytać niż pisać.
piątek, 15 lutego 2019
Dzisiaj ona, jutro ja
Dzisiaj do obiadu praktycznie spałam. Mama sprzątała, była z psami, w Auchan, po firanki i u szewca (bo się wściekłam, bo zgubiła moje potwierdzenie z nr usługi). Idę na noc na sortownię. Jutro szybki sen i na 16:00 do Empiku w Bonarce na spotkanie z Lingas-Łoniewską. Po godzinie m nie będę tak często sprzątać. Mama ma jakieś skrzywienie na tym punkcie. Kocham ją, ale jest straszną...babą. Niepokorna, nieustępliwa. Będzie wolała umrzeć niż być zależną. Pomyślałam niedawno, że skoro wiem, że odejdzie po zmianie mojego pracodawcy, to nie warto zmieniać sortowni na hipermarket tylko ze względu na jej stan zdrowia. Przypomniała mi się Bożena J. której mama jest leżąca i nieświadoma przez Althazmera. Bożena ubiera jej pampersa i idzie do pracy, a mama leży sama. I tego nie zniosłaby moja mama. I dobrze zaoszczędzi mi kłopotu.
środa, 13 lutego 2019
Życie nie pyta nas o zdanie
Dzisiaj byłam na rano w skarbcu, w bibliotece po "Czarownicę", u fryzjera i w Carrefour Zakopianka. Ola kupiła lokówkę, mama 3 kieliszki, a ja buty na wiosnę. Dostałam na urodziny nowe prześcieradło na gumce, żółciutkie. Nie wiem czy będę jeszcze czytać czy pójdę spać. Ogarnia mnie mrok przyszłości. Dzisiaj tata dokręcił zawory pod zlewem w kuchni po wymianie kranu. Jedno co powiem: cieszę się, że na emeryturę przejdę, jak przypuszczam, po śmierci rodziców i dobrze, że nie jestem na rencie. Byłoby ciężko robić nic, gdy rządzi mama. Na tym zresztą będzie polegał problem, że nie będzie chciała oddać "swojej" władzy. Decyzje losu będą nagłe, bo zawsze tak jest, że życie nie pyta nas o zdanie. Tylko stawia przed faktem dokonanym.
wtorek, 12 lutego 2019
Czerwone tulipany
Wczoraj w nocy chciałam zmienić pracę, potem chciałam iść na studia. Ale dzisiaj po całym dniu aktywności po nieprzespanej nocy, stwierdzam, że zostanie po staremu. Byłam w bibliotekach, u szewca i w banku po historię rachunku z 3 lat. Wieczorem zauważyłam, że wskoczyła jeszcze jedna biblioteka. Pojadę jutro po pracy. Dzisiaj kupiłam mamie 10 czerwonych tulipanów z okazji Walentynek. Po drodze zastanawiałam się komu kiedyś będę kupować kwiaty? I odpowiedź przyszła w sekundę najpierw Oli, a potem Edzie. Ja nie lubię kwiatów, tyle z tym zachodu. Jutro premiera "Cynamowskiego młyna" i wznowienie książki Krystyny Mirek. Odrzuca mnie od "Miłości w cieniu wielkiej wojny" i nie czytam na Legimi. Schudłam już 10 kg. Dziewczyny w pracy mówią, że widać, nie wiem, nie czuję tego.
niedziela, 10 lutego 2019
Przyszłość zaczyna się dziś, a nie jutro
Na kalendarzu-plakacie, który dostałam od mamy, by zasłoniły dziury na ścianie jest cytat z Jana Pawła II. Przyszłość zaczyna się dziś, nie jutro. Gdy jestem z Olą sama co niedzielę, to mam przedsmak przyszłości. Gdy mama jest u babci, to też tak mam. Gdy nie ma mamy, Ola jest dla mnie milsza. Chyba zabiega o nią. Rywalizuje o nią. Mnie nie zależy na poparciu mamy. Uczę się żyć bez niej. Bo do kogo będę dzwonić, gdy jej zabraknie? Przecież, że nie do Oli. Ten jeden ostatni raz zadzwonię do mamy, gdy sprzedadzą Solid. I dobrze, bo w trudnych momentach trzeba zwracać się do bliskich. Nie martwię się, życie wypełni mi pustkę po mamie, jakąś dobrą osobą.
Dwa oblicza staropanieństwa
A może od momentu, gdy mama będzie w szpitalu albo leżąca nie będę mieć czasu na te rozmyślania? Może będę mało spać i będę padać zmęczona? Czy jest sens by strach przed obowiązkami domowymi odbierał mi życie? Będzie jak będzie. Byle było, byle dało się żyć. To credo mojego życia. W międzyczasie wróciła z pracy mama. Zjadła kolację, posprzątałyśmy, pokłóciłam się z Olą, byłyśmy z psami. Przez całą drogę rozmawiałyśmy o Oli. Dużo jestem w stanie zignorować w jej zachowaniu, ale zawsze trafi na coś, co mnie wyprowadzi z równowagi. Nie powinno być tak, że jej staropanieństwo jest wytłumaczeniem pastwienia się na nas. Muszę żyć dłużej niż ona, bo beze mnie byłoby jej trudno. Bo nikt by tego nie zniósł, jak znosimy to my. Od roku, co niedziela wstaję po 12 by się nie nudzić i nie rozmyślać po tym jak ugotuję, zjemy i posprzątam po obiedzie. Mama mówi, że powinnyśmy robić coś wspólnie, np. iść na basen. Nie będę się poświęcać. Wyjścia na basen, zakupy czy do biblioteki to dla mnie relaks i nie będę jej wtedy znosić. Nie zgadzam się na samobiczowanie dla Oli dobra! Ale tak ogólnie, to miło sobie uświadomić, że moje poczucie zagrożenia wynika ze staropanieństwa.
Póki się boję, jestem normalna
Tak czytam tę "Szkołę pod baobabem" i pomyślałam, że miałam szczęśliwe dzieciństwo. Dzięki mamie. Młodość normalną, bez ekscesów i z chorobą. W dojrzałość weszłam już z nią. I o ile orzeczenie o niepełnosprawności uważałam za formalność, to dzisiaj widzę jak wyizolowanie powoduje moje ograniczenie w kontaktach międzyludzkich. Sama to sobie zrobiłam. Poddałam się. I dobrze, bo ta walka mnie wyniszczała. Ale jest i minus apatia, strach, osamotnienie. Od tak dawna mi towarzyszy, a jednak ciągle się go boję. A powinnam być już ogorzała od tego "bólu". Uciekam od tego w obowiązki i czytanie. Uświadomiłam sobie, że od momentu dojrzewania towarzyszy mi samotność. Od 5 lat strach przed przyszłością. Czy to z biedy tak się boję przyszłości? Czego się boję? Nadmiaru obowiązków, okrucieństwa psychicznego mojej siostry, utraty wsparcia i uwagi bliskich wraz z ich śmiercią, konieczności ułożenia sobie życia bez aktywności zawodowej i rytmu życia z niej wynikającej, ewentualnej przeprowadzki do domu brata i bratowej w razie kryzysowej sytuacji/biedy. Boję się zmian dotychczasowego życia. Uświadomiłam sobie, że to wszystko stanie się jeszcze w moim życiu, w ciągu najbliższych 20 lat. I że to szczęście mieć możliwość by się z tym pogodzić. I przygotować na to. Wszystkie te rzeczy będą następować po sobie, nijako płynnie. W zasadzie nie będą zaskoczeniami. Nastąpią po sobie. To jest proces przemijania. Czy będę jak drzewo, które mimo że po każdej zimie kwitnie, to jednak coraz bardziej dziczeje i pruchnie? Czy zapadnę się w swojej ciemności duszy i tylko czasem rozpalą mnie akty dobroci? Już się zapadłam. Tyle tylko, że codzienność zmusza mnie bym wydostała się na normalność. I tylko ten strach przed emocjonalnym zimnem powoduje, że nie jestem jeszcze constans. Póki się boję, jestem normalna, jestem człowiekiem!
sobota, 9 lutego 2019
Czego mi brakuje?
Jestem jednak mało dojrzała w tym założeniu, że tworząc związek tracę miłość dziewczyn. Można by napisać, że na szczęście nie zanosi się na zmiany, bo jakie myślenie, takie życie. I dobrze, bo ja nie chcę tego zmienić. Naprawdę brakuje mi większego domu i prawa jazdy. Ale zwyczajnie boję się jeździć. Na szczęście nie stać mnie na kurs.
Dzisiaj wróciła mama, w przyszłym tygodniu znowu jedzie do babci. Ola o wszystko burczy, nie warto jej słuchać. Mama zwróciła jej uwagę, że są gary w zlewie, a ona tylko wzruszyła ramionami. Księżniczka i tyle. Odebrałam ze Znaku "Pisarkę". Czytam "Szkołę pod baobabem". Dobrze, że nastąpiła zmiana narratora.
Dzisiaj wróciła mama, w przyszłym tygodniu znowu jedzie do babci. Ola o wszystko burczy, nie warto jej słuchać. Mama zwróciła jej uwagę, że są gary w zlewie, a ona tylko wzruszyła ramionami. Księżniczka i tyle. Odebrałam ze Znaku "Pisarkę". Czytam "Szkołę pod baobabem". Dobrze, że nastąpiła zmiana narratora.
niedziela, 3 lutego 2019
samoLub
Wczoraj w Messengerze napisałam do Bożenki, że gdybym miała pewność, że uda mi się zabić, to bym to zrobiła. Ale że wiem, że żyć trzeba. Na to Bożena napisała: nie myśl o tym samoLubie. I to jest właśnie to. Samobójcy to samoluby, którzy myślą tylko o sobie, a nie o bliskich. Zostawiają po sobie płacz, ból i zgryzotę. Nie będę samolubem. Spróbuję ciągnąć to życie z ludźmi wokół mnie. Oni też nie mają lekko, bo każdy ma swój krzyż. Skojarzyło mi się to z tym kawałem o Nowaku, który po 30 latach przyznaje się proboszczowi, że wziął wtedy z kościoła bez pytania krzyż. Na to proboszcz straszy Nowaka, że jak go nie odda, to go wypisze z parafi. Na to Nowak pędzi do domu i przynosi na rękach żonę, kładzie na ołtarzu i mówi: oddaje skąd wziąłem.
Więź
Czytam "Zamarznięte serca". Jedna z przyjaciółek z Kwiatowej, Róża, zastanawia się czy z mężczyznami wiąże nasz pewna niezniszczalna więź. Czy doświadczenia cielesne rodzą takie uczucia? Nic już nie łączy mnie z Robertem czy Józefem. Nie zależy mi na nich i nie chcę wiedzieć jak im się wiedzie. Przynajmniej co do Józefa. Kontakt z Robertem jest jednostronny. Piszę do niego rzadko, bo nie wiem o czym mogłabym mu napisać. Napiszę teraz do niego. Napisałam o miłości do bliskich. I o tym, że boję się życia bez nich. I o tym, że w jego ramiona rzuciła mnie ciekawość, a to za mało by budować ma tym świat codzienności. I że każdy pragnie miłości. Mnie w życiu jest dana rodzicielska i rodzeństwa. I że nie chcę tego zmieniać.
sobota, 2 lutego 2019
Normalnie w nienormalności
A jak jest? Normalnie w nienormalności. Żyjemy na przekór trudnościom. Powoli, z czasem pokonujemy każdą z nich. Żyjemy bez okazywania sobie uczuć. Równocześnie potrafimy wyładować się na sobie. Tata zapija swoje smutki, Ola jest sfrustowana, mama zasypia zbyt zmęczona by myśleć, a ja mam ten blog i leki, które są jak dopalacze dla mózgu i automatycznie nastroju (humoru). Wczoraj w bibliotece zdobyłam tylko jeden kod. Będę mieć wspólny z Olą. Z tatą nie ma zgody, nasza relacja to kruchy układ. Tak to bywa jak nie ma zgody.
Być szczęśliwą, że jest jak jest
W "Pierwszej miłości" w opowiadaniu Agaty Przybyłek takie słowa: kocham ją nadal, uczucia nie gasną wraz z czyjąś nieobecnością.
Próbowałam przeczytać kartę ze szpitala, ale boję się tego, co tam jest. W wywiadzie psychologicznym powiedziałam, że jest dobrze wtedy, gdy robię to, co chce mama. Od tego czasu zmieniło się tylko tyle, że nie odbieram tego jako atak. Myślę, że w szpitalu byłam mocno pogubioną osobą. Bezsilną, pragnącą miłości, a nie rozumiejącą że jestem kochana przez bliskich. I choć po wyjściu ze szpitala i długo po tym myślałam, że poczekam na godzinę m, bo wtedy będę wolna, to dzisiaj już tak nie myślę. Wraz z tym momentem zacznie się moja samotność i droga do schyłku życia. Ale myślę, że to będzie czas z sensem. Bo będę miała cel: spotkać się z bliskimi. Wytrwać. A dzisiaj moim celem jest żyć, robić co trzeba i w duchu być szczęśliwą, że jest jak jest.
Próbowałam przeczytać kartę ze szpitala, ale boję się tego, co tam jest. W wywiadzie psychologicznym powiedziałam, że jest dobrze wtedy, gdy robię to, co chce mama. Od tego czasu zmieniło się tylko tyle, że nie odbieram tego jako atak. Myślę, że w szpitalu byłam mocno pogubioną osobą. Bezsilną, pragnącą miłości, a nie rozumiejącą że jestem kochana przez bliskich. I choć po wyjściu ze szpitala i długo po tym myślałam, że poczekam na godzinę m, bo wtedy będę wolna, to dzisiaj już tak nie myślę. Wraz z tym momentem zacznie się moja samotność i droga do schyłku życia. Ale myślę, że to będzie czas z sensem. Bo będę miała cel: spotkać się z bliskimi. Wytrwać. A dzisiaj moim celem jest żyć, robić co trzeba i w duchu być szczęśliwą, że jest jak jest.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)