niedziela, 28 stycznia 2018
Zaczęłam czytać książkę Pellegrino "Pod włoskim niebem" i "Ja, diablica" Miszczuk. Mam na nie mało czasu. Część książek oddam nieprzeczytanych. Jutro mam termin do poradni leczenia otyłości. Ale mój entuzjazm do odchudzania zmalał. Co w miejsce jedzenia będzie sprawiało mi przyjemność i błogość? Monika zaproponowała żebyśmy razem chodziły na basen. Początkowo temu przyklasnęłam. Teraz myślę, że wolałabym chodzić sama. Na basen na Prokocimiu zapiszę się w kwietniu. Teraz raz w tygodniu będę chodziła do Saturna, w którym mam karnet. Może jutro mama ze mną pójdzie?
sobota, 27 stycznia 2018
Sędzia totalny
Miałam już napisany ten list, zaadresowaną kopertę, ale nie wysłałam tego listu. Zadałam sobie pytanie dlaczego chcę to zrobić. Chciałam się usprawiedliwić od tego, że chciałabym wrócić w innym wcieleniu by być spełnioną. Całą sobą wierzę jednak w niebo. I te dwie teorie sobie przeczą. Przyszła też myśl, że jestem nieszczera wobec siebie. Pocieszałam Monikę, a sama wynagradzam się za niespełnione życie. Chęć trwałego, dobrego związku, posiadania dziecka jest we mnie. Nie chcę z tym walczyć. Chcę sobie przebaczyć, że podjęłam takie wybory, które uniemożliwiają mi zrealizowanie tych pragnień. Nie zdawałam sobie sprawy, że podejmuje decyzje nieodwracalne. Że moje wybory będą mieć takie skutki. Pocieszam się myślą, że mam życie i zadania, jakie były mi pisane. Ciągle przypomina mi się, aby być pokorną. By nie ustawiać się w centrum wszechświata. Nie dla mnie jest moje życie, nie ja je dałam i nie znam kryteriów oceny jego spełnienia i przydatności. To Bóg jest sędzią totalnym.
czwartek, 25 stycznia 2018
Wątpliwości
W trakcie rozmowy kwalifikacyjnej zdecydowałam, że zostanę w Solidzie. Okazuje się, że są jeszcze gorsze warunki zatrudnienia niż te, które mam. Może jeśli byłabym bez pracy albo środków na życie podjęłabym się tej pracy. Moja sytuacja jest lepsza i nie musiałam decydować się na taki krok.
Brakuje mi przyjaciół. Wiem, że tu nie ma co narzekać tylko trzeba wyjść do ludzi. Pomyślałam, że pójdę na terapię zajęciową. Poszukam w internecie.
Chciałabym napisać do ojca Jacka Prusaka, którego felietony czytałam w "Jak się kochać" i do Mariusza Szczygła z "WO" odnośnie drogi duszy po śmierci. Oto czy jest możliwe połączenie dwóch systemów religijno-filozoficznych: buddyzmu i chrześcijaństwa co do powrotu duszy na ziemię po tym jak zgaśnie pamięć o zmarłym człowieku? Czy Bóg obrazi się za taką wiarę?
środa, 24 stycznia 2018
O bezdzietności i zmianie siekierki na kijek
Dzisiaj moja przyjaciółka straciła dwutygodniową ciążę z in vitro. To była ostatnia, czwarta próba, szósty zarodek. Wszystkie nieudane. Było mi ją trudno pocieszyć, bo Monika nie wierzy w Boga. Ale chyba mi się udało. Napisałam jej to, w co sama wierzę i myślę. 1. Nie stawiać siebie, swoich marzeń i celów na pierwszym miejscu, to nie my daliśmy sobie życie, nie my o nim decydujemy i nie my je rozliczymy. Trzeba przenieść środek ważności z własnego ja na np. Boga. Dzieje się tak dlatego, że dając na życie wyznaczono nam zadanie do zrealizowania. Jeśli przestaniemy się koncentrować na sobie, to odkryjemy ten cel. Spokojnie, to przychodzi po latach. 2. W języku angielskim są dwa słowa na bezdzietność childfree i childless. Jedno ma skojarzenia pozytywne: wolności i niezależności. Drugie ma konotacje negatywne: straty. W silnych momentach myślę o sobie, że jestem wolna od tych doświadczeń, w chwilach słabych, że jestem stratna te doświadczenia. Bo dziecko to doświadczenie. To nie jest zadanie do wykonania, jednostkowe, czasowe. To może być element życia. Dziecko to nie jest środek do realizacji samego siebie, to nie jest dowód miłości między kobietą i mężczyzną, to nie jest zadanie do wykonania i zaliczenia i odfajkowania, to misja bycia z drugim człowiekiem. Jeśli nie umiemy panować nad sobą, nie doceniamy się, nie kochamy siebie samego za to jakim jesteśmy to nie wolno nam być z drugim człowiekiem. Z dorosłym, a co dopiero małym. To niemoralne i niepoprawne, by tworzyć się na kimś, by drugiego człowieka używać dla swoich celów. 3. Gdy jesteśmy w sytuacji patowej trzeba usiąść i pomyśleć, zrobić bilans. Człowiek ma prawo zmienić układ wartości w zależności od sytuacji, doświadczeń życia.To naturalne i normalne. To nasz instynkt przetrwania nas do tego zmusza. Walczymy oto co nam niezbędne. 4. Człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Zanim powoła się do życia kolejne życie trzeba zadbać o te życia, które już są: o siebie i bliskich. To logiczne. Należy też pamiętać, że jesteśmy odpowiedzialni za tych, których oswoiliśmy (jak powiedział Lis w "Małym księciu").
Jutro idę na rozmowę w sprawie pracy w Poczcie Polskiej. Euforia minęła. Umowa zastępstwa to jak umowa tymczasowa. Przyszedł też żal za Solidem. Myślę, że zostanę w Solidzie. Żeby nie było, że zamienił stryjek siekierkę na kijek!
Jutro idę na rozmowę w sprawie pracy w Poczcie Polskiej. Euforia minęła. Umowa zastępstwa to jak umowa tymczasowa. Przyszedł też żal za Solidem. Myślę, że zostanę w Solidzie. Żeby nie było, że zamienił stryjek siekierkę na kijek!
sobota, 20 stycznia 2018
Przeczytałam "Spalone mosty" drugi tom Stajni w Pienkach. Gdy kończyłam tą książkę przypomniał mi się komentarz jednej z recenzentek z Lubimy czytać, że owa pani ma taki zwyczaj, że nie czyta serii, dopóki nie ma wszystkich części na rynku. Coś w tym jest! Akcja "Spalonych mostów" dzieje się w Polsce (Pieńki i Warszawa). Autorka jest z Krakowa, stron 288.
Ciągle jestem niespokojna, martwię się, że nie pójdę na czas do pracy. Niedawno opowiedziałam mojej przyjaciółce o swoich przeczuciach, co do mamy i siostry. Myślę, że mi nie uwierzyła. Mam nadzieję, że nie ma mnie za wariatki. Co bym mogła powiedzieć o niej? Że długo będziemy się trzymać razem, że dopiero moja wyprowadzka nas rozdzieli, a mimo to będę na pogrzebie jej męża.
Ciągle jestem niespokojna, martwię się, że nie pójdę na czas do pracy. Niedawno opowiedziałam mojej przyjaciółce o swoich przeczuciach, co do mamy i siostry. Myślę, że mi nie uwierzyła. Mam nadzieję, że nie ma mnie za wariatki. Co bym mogła powiedzieć o niej? Że długo będziemy się trzymać razem, że dopiero moja wyprowadzka nas rozdzieli, a mimo to będę na pogrzebie jej męża.
sobota, 13 stycznia 2018
Koniec telenoweli
Przebrnęłam przez "Antykwariat spełnionych marzeń". Książka chyba za ładna, za ckliwa. Trochę jak telenowela. I chciałabym i boję się i chcę ci powiedzieć, że powiedzieć trzeba. Miejsce akcji:Kraków, Gdańsk, gdzieś na bałtyckiej plaży i Szwajcaria, stron 412. Jest noc, połowa urlopu za mną. Lubię tę ciszę. Od razu wzięłam się za kolejną książkę:"Spalone mosty", ciąg dalszy Stajni w Pieńkach. Zaglądnęłam na koniec książki i od razu wiem, że warto czytać.
Jak natura zrobiła w konia homo sapiens!
Źle mi. Nudzę się, do czytania nie mam zapału, rozmyślania przynoszą same negatywne wnioski. Analizowałam czy iść do szkoły, zmienić pracę, wyprowadzić się z rodzinnego domu. Na szczęście na zapiskach w notesie się skończyło. Nie zależy mi już na comiesięcznym urlopie. Chyba rozumiem siebie sprzed roku, gdy bałam się bezczynności. Tylko, że przecież kiedyś będą obowiązki domowe. Szkoda, że dopiero wtedy, gdy sama będę już dojrzałą (przejrzałą?) kobietą, bo teraz mam na to siły. A może dobrze, bo kolejne 20 lat laby przede mną? Całe życie wolne, naprawdę jestem niebieskim ptakiem. Nie chciałoby mi się już prowadzić rodzinnego życia. Społeczne oczekiwania od kobiety w Polsce są bardzo obciążające. Pewnie niewiele z nas może poczuć się wolnymi. Ma to swoją cenę. Ale dobrze, że są takie kobiety jak my, które przecierają szlaki następnym pokoleniom. Przypomniał mi się wywiad z WO z pisarzem żyjącym z matką w małej miejscowości. On czuł się właśnie niepotrzebny społecznie. Jesteśmy potrzebni, nie tylko dlatego, że przez naszą inność potwierdzamy typowość, normę, ale też dlatego, że jesteśmy katalizatorami tego społeczeństwa. Gdyby norma była jedynym słusznym rozwiązaniem, nie było by w nas potrzeby na inność. Dzięki temu, że część ze społeczeństwa nie przetrwa, dochodzi do naturalnej selekcji. Czyli jest to opowieść o tym, jak natura zrobiła w konia człowieka rozumnego!
piątek, 12 stycznia 2018
W zakrętach życia
Brakuje mi pracy, źle mi z mamą. Naprawdę jest trudną osobą. Nie mogę się jej zwierzać. Czuję wtedy, że jest podejrzliwa. Myślę, że ma do mnie ograniczone zaufanie. Chociaż może to ja powinnam. Chciałabym wyjść z roli dziecka. Jak patrzę na mamę, to przypomina mi się to stwierdzenie, że poświęcanie się nie ma sensu. Trzeba w życiu robić to, co się naprawdę chce. Myślę też, że mama ( i ja!) ma takie same podejście do mężczyzn jak babcia. Robol i skarbonka, a nie partner. To, że kiedyś dużo mówiła o partnerstwie, nie znaczy, że o nim myślała. W ten sposób narzekała i narzeka na to, że sama zniszczyła sobie życie, i na to że jest sama do obowiązków domowych. Nie żal mi jej, bo jest niepokorna. Nie zmienię jej, ale nabieram do niej dystansu. Ona nigdy nie była kobietą, za to zawsze matką. Przegrała, bo trwa w żalu. A ja? Uogólniając pewnie nic nie wygrałam, ale w szczegółach, w zakrętach życia w każdej z decyzji, miałam rację.
czwartek, 11 stycznia 2018
Odkrycie
To już 4 lata jak poraz pierwszy zaczęłam się bać, że mamy zabraknie. Sytuacja finansowa się zmieniła, a ja dalej się boję. Może chwilami mniej, ale dalej to jest we mnie. Gdybym na serio traktowała swoje strachy, to bym się wykończyła. Jedno jest pewne, nie przeczuwam nieszczęść.
środa, 10 stycznia 2018
Dzisiaj w drodze do poradni, przyszła myśl, że 10 lat temu przestało mi zależeć na samej sobie. Patrzyłam tylko, żeby mi było lekko. Dzisiaj otyłość uczyniła mnie bardziej ułomną niż choroba. Nie wiem czy akceptuję siebie. Ten proces odchudzania, który chcę zacząć, to będzie tak naprawdę zmiana wszystkiego. Ważę teraz 105 kg. Żyj dla siebie, skoro tak wybrałaś w życiu. I mam tu na myśli to, że nie założyłam swojej rodziny. I jeszcze taka myśl: jedzenie jest przyjemnością. Ale gdy się odchudzasz, to jedzenie gubi swój smak. I może do tego można się przyzwyczaić?
Czytanie mi nie idzie. Utknęłam na Antykwariacie.
I tylko jedna myśl: chcę pracować w Solidzie. Dobrze mi tam. Nawet jeśli ją kiedyś sprzedadzą, to i tak sobie poradzę, bo nie będzie innego wyjścia.
Czytanie mi nie idzie. Utknęłam na Antykwariacie.
I tylko jedna myśl: chcę pracować w Solidzie. Dobrze mi tam. Nawet jeśli ją kiedyś sprzedadzą, to i tak sobie poradzę, bo nie będzie innego wyjścia.
niedziela, 7 stycznia 2018
Co na depresję?
"Antykwariat spełnionych marzeń" to opowieść, przy lekturze której wierzy się, że na świecie jest tylko dobro. Zaraża tą pozytywnością. Zatraca się w szczegółach. Barwi codzienność. Zwalcza codzienność. Epatuje normalnością i odruchami serca. Takie książki powinno się serwować na depresję! To historia Emilii, która pracuje w antykwariacie na krakowskim Kazimierzu. Ludzie wokół niej odkrywają przed nią jeden swoje sekrety. A ona musi ułożyć, uwzględnić ich przemiany w sobie. Sama też przechodzi metamorfozę. Kim jest Sara? Czy spotka jeszcze Szymona? Po co tajemnicza książka Zosi trafiła w jej ręce? Kończę ten post, by znaleźć odpowiedzi na te pytania
sobota, 6 stycznia 2018
Patchworkowa rodzina i moja rzeczywistość
"Macocha" Nataszy Sochy to podobno jej debiut. Książka lekka, odstresowująca. To pamiętnikowe zapiski jednego roku z życia 30-letniej Romy, jej męża Brunona i 14 letniej pasierbicy Kasi. Czyli zupełnie typowy układ patchworkowej rodziny. Perypetie młodej kobiety nie ustają przez całą książkę. Statystyka: 236 stron, autorka jest z Poznania, mieszka w Niemczech, akcja oprócz Polski przenosi nas do Austrii, Szwecji, Indii, Afryki Północnej i Londynu.
A poza tym mama właśnie poszła do pracy, więc zaraz będę gotować. Zupa szpinakowa (świeży) i to z lanym ciastem. Na II smażona pierś z kurczaka, ziemniaki z wody i, jeśli znajdę, to groszek konserwowy na ciepło. Muszę sobie ułożyć plan dnia na jutro, bo raz, że biblioteki, a dwa że muszę odebrać wynik rezonansu magnetycznego. Trochę się boję, bo lekarka przed badaniem zapytała czy jestem po operacji przysadki mózgowej. Może dośpiewałam sobie, że jest tak źle, że powinnam? Na razie idę sobie odsmażyć ziemniaki. Może zjem je z majonezem?
A poza tym mama właśnie poszła do pracy, więc zaraz będę gotować. Zupa szpinakowa (świeży) i to z lanym ciastem. Na II smażona pierś z kurczaka, ziemniaki z wody i, jeśli znajdę, to groszek konserwowy na ciepło. Muszę sobie ułożyć plan dnia na jutro, bo raz, że biblioteki, a dwa że muszę odebrać wynik rezonansu magnetycznego. Trochę się boję, bo lekarka przed badaniem zapytała czy jestem po operacji przysadki mózgowej. Może dośpiewałam sobie, że jest tak źle, że powinnam? Na razie idę sobie odsmażyć ziemniaki. Może zjem je z majonezem?
Nowohucki spacer
Fajnie być na urlopie, bo można leniuchować. Przeczytałam dzisiejszego dnia całą książkę:"Łąki kwitnące purpurą" (382 str, Kraków-Nowa Huta, Limanowa, Mrągowo, Mogiła). Blogerka z Nowych Horyzontów napisała o tej książce, że "trudno się od niej oderwać dzięki nieprzeciętnym bohaterom, których zachowanie często zaskakuje, dynamicznej i wciągającej akcji oraz wspaniale wykreowanemu tłu społeczno- obyczajowemu". To piękny nowohucki spacer z rodziną Szymczaków. Czekam na kolejny tom!
Książkowy równik
W blogu Na regale Marty M. autorka rzuciła wyzwanie 80 książek dookoła świata. Wybrała 80 autorów ze wszystkich kontynentów i tak postanowiła zwiedzić świat czytelniczo. Ja czytam tylko polskich autorów, ale spróbuję stworzyć swoją mapę. Spodobało mi się drugie wyzwanie: okrążyć równik (40075 km). Każda przeczytana strona to 1 km. Zobaczymy ile czasu mi to zajmie?! Więc do każdej książki dołączać będę statystykę.
"Kolejny rozdział"- 391 str., autorka z Wrocławia, inne wspomniane miejsca to wieś Sadkowo, niedaleko Białogardu w zachodniopomorskim i Berlin, akcja gdzieś w Polsce.
"Kolejny rozdział"- 391 str., autorka z Wrocławia, inne wspomniane miejsca to wieś Sadkowo, niedaleko Białogardu w zachodniopomorskim i Berlin, akcja gdzieś w Polsce.
piątek, 5 stycznia 2018
Papierek lakmusowy duszy
Krystyna Mirek miała rację. Pierwsza książka w nowym roku jest prorocza. W zeszłym roku "Kulminacje" były znakiem samotności. W tym roku "Kolejny rozdział" jest znakiem rozwoju duchowego. Według autorki "dobra książka powinna spędzać sen z powiek, szarpać nerwy, wzbudzać emocje, a jednocześnie skłaniać do refleksji i głębszego wejrzenia we własne życie. Z tą książką zrozumiałam, że książki są dla mnie przyjacielami. Przeglądam się w nich jak w lustrze. Są moim psychologiem. Nie będę sobie już wyrzucać, że piszę np. o mamie. Potrzebuję tego. Książka jest papierkiem lakmusowym mojej duszy. Dobrze, że są. Dzięki nim i temu blogowi mogę zachować w sobie emocje. Nie jestem robotem, zaznaczamy w internecie. I właśnie tak zaznaczam, sama dla siebie, że ta wrażliwość, którą mi dał Bóg, nie idzie na marne, że moje życie ma sens. Dojrzewam do kiedysiejszego spotkania z Bogiem. Bo przecież jam jest alfa i omega, koniec i początek. No właśnie koniec i początek, a nie początek i koniec, to daje nadzieję! Ale to już temat na inny post.
Zwyczaje czytelnicze
Koleżanka z pracy (lat 55), która też lubi czytać, opowiedziała mi wczoraj, o swoich zwyczajach czytelniczych. Jednym z nich jest czytanie u przyjaciela w domu lub ogrodzie. Zazdroszczę jej, że ma kogoś tak bliskiego, że wspólne czytanie jest dla nich czymś naturalnym. Zapragnęłam mieć kogoś z kim mogłabym poczytać, poseksić się i poprzytulać. Tylko, że nie ma wokół mnie prawie żadnych mężczyzn, same baby. Weszłam na portal randkowy, ale szybko go zamknęłam, bo nie mam ochoty na flirt. I na promowanie się w każdym wysyłanym zdaniu. Rozżalona zasnęłam. Teraz się obudziłam (1 w nocy) i wskoczyłam w koszulę nocną i zamierzam poczytać. Taki mam zwyczaj czytelniczy.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)