Zaczęłam czytać "Opowieści wigilijne" Marzeny Rogalskiej. To świąteczne opisy z przygód Karli Linde i Agaty Donimirskiej. I taki spokój na mnie spłynął i nie wiem czy dzięki zastrzykowi czy czarowi pióra Rogalskiej. W każdym bądź razie pomyślałam, że dopóki będzie dało się czytać, będę szczęśliwa. I przetrwam wszystko, co złe. Zawsze znajdzie się jakaś historia, której jeszcze nie znam. Naprawdę kto czyta, żyje wielokrotnie. Tyle tylko, że czytanie niesie samotność. Wczoraj wyczytałam na fb, że NFZ planuje likwidację centrów zdrowia psychicznego. Czyli pewnie będę jeździć do szpitala do PZP. Klubów Pacjenta pewnie nie będzie. Jak to dobrze, że jestem od nich niezależna! Że wróciłam do pracy. Nie to, co Andrzej. Wczoraj w pracy myślałam o Monice. Owszem żal, że nam się rozleciała znajomość, ale widać tak musiało być. To znaczy, że życie mi przyniesie nową osobę. A ponieważ zasada jest taka, że trzeba być na samym dnie by się odbić, to znak że to dno osiągnęłam. I ktoś zapyta czemu nie walczę o Monię? Bo wiem, że w życiu tak jest, że trzeba pozwolić osobie odejść. Bo i tak odejdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz