Byłam na Mszy i na koncercie patriotycznym. Śpiewali muzycy operowi i biskup Antoni Długosz. Gdy wróciłam do domu pomyślałam, że tracę mamę. Ale to jak mama gotuje mnie załamuje. Nie chcę jeść byle jak. Gdy patrzyłam na mamy oczy ze złzami wzruszenia pomyślałam, że zawsze będę Ją taką wspominać. Nieugietą, niepoddającą się kolejom losu. Będą takie przejmujące chwile, gdy pomyślę, jak bardzo ją kocham. Dla mnie nie ma znaczenia, że jak twierdzi Tata, wykrzyczała, że mnie nienawidzi. Odpowiadam za siebie. I dlatego właśnie znoszę ataki Oli. Siostra, świat nie jest zero-jedynkowy. Żadne z nas, w tym domu, nie jest bez winy. Artek powiedział mi, że ja za wszelką cenę, chcę się wyrwać z tego domu. Arti, zapytam w próżnię, dziwisz mi się? Przedtem ze strachem myślałam, co będzie jak umrze mama. Teraz mam lęki o życie bez Taty. Zamienił stryjek siekierkę na kijek. I w sumie Blogu, najlepsze lata mam za sobą. Czuję, że się poddałam. Chorobie i losu. Tak trudno mi znaleźć powód by wstać. Może dobrze, że mogę iść do kościoła w niedzielę. Zawsze się tam popłaczę albo braknie mi tchu i zrzucę ciężar. Całe szczęście, że muszę chodzić do pracy. A praca? To bezpieczny świat, już bez frajdy. Zostanę w nim. Chciałabym wrócić do czytania, ale skojarzenia odsyłają mnie do zadumy i odbiegam myślami. Trudno mi utrzymać uwagę. W pracy nie mam takiego problemu. Raczej inny: póki co umiem skupić się na jednym zadaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz