Dzisiaj byłyśmy u Piotrka i Edy, na grillu i do pracy. Mama przesadziła rośliny ze względu na planowaną budowę garażu. Ola z Edą nosiły dechy ze zdomontowanego ogrodzenia. Ja pomogłam przy rozładowaniu tony kamienia z samochodu do piwnicy. Była też, niestety, babcia Irenka. Jestem już w zasadzie pogodzona z faktem, że tam kiedyś zamieszkam. Chociaż przekonałam się niedawno, że Eda ma mnie za wariatkę. Nie mam złudzeń, że któregoś dnia mnie ona zamknie. Gdy to pisze łzy mi napływają do oczu. Całe życie pragnę niezależności i całe życie wikłam się w zależności rodzinne. Jakbym nie miała siły do ich pokonania. Przegrałam życie i nic tego nie odmieni. Przegrałam, bo nie walczyłam o swoje pragnienia. Czy dla maluczkich ludzi też jest przewidziane zbawienie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz