Dzisiaj miałam spięcie w pracy, a potem specjalnie nie poszłam na dywanik do dyrektorki. Gdy opowiadałam to mamie jak zwykle nie stanęła po mojej stronie. Myślę, że Justyna o tym mi wspomni, ale rozejdzie się po kościach.
W czasie mycia garów po obiedzie doszłam do wniosku, że chciałabym wypełniać PIT-y, Vat i ZUS w biurze rachunkowym. Jeśli mama straci fuchę w kiosku, to pójdę do Cosinusa. Nie dam mamie szansy na pójście do pracy na stałe. Nie będę jej zastępować w prowadzeniu domu, bo nie traktują z Olą mnie po partnersku i zostawiają mnie bez pieniędzy. A poza tym wiem, że mama jest zbyt wymagająca jak na emerytkę, która szuka pracy. I nie ma nią zdrowia. Przecież ona całe popołudnie leży, dzień w dzień. I mam takie wrażenie, że mama traci zapał i radość do pracy w kiosku. Teraz ma nowego świra: jeżdżenie do babci. Ja bym wolała żeby jej już nie było. Jest problemem. Nie żal mi jej, bo ma za swoje wyrachowanie i chłód. Jej pogarszający się stan zdrowia jest dla mnie przestrogą by nie zostawać samej na emeryturze i przenieść się kiedyś do Piotrka i Edy. Jak zwykle okazuje się, że pieniądze to nie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz