Oddałam tę "Marylę...", może kiedyś. Jutro 1 października. Kody. Kamil ani się nie uczy, ani nie pracuje. Ponoć Eda zaczyna jutro pracę w Biedronce. Jestem pewna, że z niej zrezygnuje. Albo tak zaniedba dom, że Piotrek pozwoli jej nie pracować. Lub też stwierdzi, że jego żona jest stworzona do wyższych celów i że jak zwykle "będzie lepiej jeśli...". Nie mam motywacji żeby iść do pracy. Ale trzeba. Przynajmniej nie muszę przerzucać ziemniaków, słoików i myć kibli i podłóg. Paradoks, że po 3 latach Eda zarobi więcej niż ja po 20 latach. Nie powinnam się z nią porównywać. Ona ma wszystko, ja nic. To flagowy przykład do słów Agnieszki F, że posiadanie męża, dzieci i swojego kąta nie jest gwarantem szczęścia. I tego, że ogólne kategorie życiowe nic nie mówią bez znajomości cech indywidualnych przypadku. A jednak wolę moje życie i moje wydumane problemy. Dzisiaj zaatakowała mnie niechciana myśl czy po godzinie m będę mieć czas by czytać książki? Wkurwiająca jest ta moja choroba. Nie zawsze umiem wznieść się intelektualnie ponad nią
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz