Gdy tak czytałam tą "Tatarkę" pomyślałam, że każdy ma w życiu taki etap, że chce poznać swoje korzenie. Swoje odkryłam dzięki Oli, która w liceum miała stworzyć drzewo geneologiczne. Niedawno wyrzuciłam ten zwój arkuszów kancelaryjnych. Bez uświadomienia sobie faktów o swoich korzeniach, nie można nadać swojemu życiu celu.
Przypomina mi się w tym miejscu rozmyślań książka, która kiedyś do mnie przyszła. Pożyczyła mi ją Iga z kantoru. I choć pachniała New Agem, to mi się spodobała. Mówiła o drodze człowieka do Wielkiej Miłości. Jednym z etapów jest poznanie i zaakceptowanie roli rodziców w naszym życiu. Następnym jest uświadomienie sobie swoich, a nie narzuconych potrzeb, kolejnym akceptacja dla osób i miłości w naszym życiu.
Czy słusznie miłości przypisuje się jej napędową siłę świata? Czasem myślę, że kieruje nami jedynie chęć przetrwania. Chyba tak jest w moim przypadku. Gdy dopadają mnie moje irraconalne strachy, nie martwię się kto mnie będzie kochał, tylko jak sobie poradzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz