U Oli w pracy większość przyszłych emerytek. Ostatnio rozmawiały o miejscu na cmentarzu. Ola poczuła się powiedzieć mamie, że w razie czego, chce być skremowana. Ja nie chcę, ale Ola mówi, że kiedyś nie będzie wyboru. Może w dużych miastach.
Miałam dzisiaj jechać z nimi na kręgle, ale się obraziłam, bo mama, jak zwykle, skrytykowała mój ubiór. I jeszcze mnie będzie straszyć, że jej nie będzie, bo idzie do szpitala. I dobrze. Oczywiście musiała mi utrudnić sprawę, pozwalając zostać Adkowi. Jak zwykle skopała mi urlop. Eh, szkoda gadać.
W internecie przeczytałam artykuł sponsorowany przez Triunpha o 3 pokoleniach kobiet. Młode kobiety opowiadały kiedy i po co dzwonią do mamy i babci i czego się od nich nauczyły. Od babci niczego, od mamy prowadzić dom i zaradności. A dzwonić muszę do mamy, bo nie mam do kogo.
Jestem podobna w tym do Renaty, bohaterki "Ciasteczka z wróżbą", która żyje z mamą Romą. Różnica jest tylko taka, że ta dąży do tego by jej córka sobie kogoś znalazła. Na pewno treścią wróżb w każdym z urodzinowych ciasteczek zasiewa ziarno wątpliwości co do sensu samotnego życia i równocześnie buduje w Renacie potrzebę drugiego człowieka. Moja mama nie jest perspektywiczna. Pielęgnuje status quo. Mam żal do niej, że musimy z Olą z nią żyć, że żyje z naszych pieniędzy i że pozwoliła mi bym finansowała jej długi i marzenia (samochody). Ale bez skrupułów ją okłamuję, że jest mi potrzebna. Tylko do gotowania, sprzątania, prania i chodzenia z psami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz