Blogu, wróciłam z randki. Jak to pięknie tak uważnie, nieśmiało chociaż odważnie co do wyznawanych zasad i wartości. To nie etap przełamywania ciał, to etap przełamywania strachu naszych bojaźliwych serc. On mi da Boga, bo modlitwa odnawia zasoby psychiczne, a ja mam ich mało, a ja jemu seks, wsparcie i upragnioną dumę. Będzie mężczyzną, bo teraz jest tylko bardzo dobrym materiałem. A ja? Jestem maniaczką seksualną jak mój dziadek. On lubował się w ilości zdobytych kobiet, ja lubuję w słowach o seksie i z seksem. On traktował kobiety instrumentalnie, a ja mężczyzn obdarzam szacunkiem i szczerą uwagą. Jestem monogamiczna, cenię wierność, bezpieczeństwo fizyczne i psychiczne i szacunek dla własnych granic cielesnych. A co do słów o seksie, to ja z nich napiszę doktorat, jeśli Bóg pozwoli, z psychologii magistra, a licencjat z filozofii. I licencjat na Pedagogicznym, magistra na Jagiellońskim, a gdzie doktorat? Może na Fryczu by w Białym Domku był seksuolog? Ale studia dopiero, gdy przestanę pracować na noce, przejdę na rentę i pójdę na kawałek etatu do Carrefoura na Zakopiance. Powoli, gdy spłacę długi. Przecież Andrzej powiedział mi dzisiaj, że seks dopiero po ślubie. A czy seks to tylko penetracja, blogu? Jak on nic nie wie. I kto ucierpi? Klaudia, bo my nie będziemy mieli czasu na Klub Pacjenta. Ale teraz, a dokładnie 5 kwietnia idę na zamknięty. I żeby nie psuć mojej historii miłosnej walką o dobre imię człowieka, napiszę to później, w nocy, gdy jest cisza idealna i ja słyszę tylko swoje myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz